Najczęstsze problemy par. Kłopoty z komunikacją w związku? Konflikty i spory zdarzają się nawet w najlepszym małżeństwie. Problem zaczyna się wtedy, gdy partnerzy nie potrafią sobie z nimi radzić. Żale, pretensje, skrywane urazy pogłębiają kryzys i prowadzą do rozstania. Wtedy jedynym ratunkiem dla związku może okazać się

Kiedy w małżeństwie wszystko jest ok, mamy lepszy czas, łatwo jest wtedy mówić „kocham”, łatwo się przytulić i łatwo głosić wszem i wobec, że „małżeństwo jest boskie”! Kiedy jednak słońce znika za chmurami to, co jeszcze wczoraj było takie proste staje się najtrudniejszą sztuką na świecie… Miłość Ci wszystko wybaczyTak śpiewała Hanka Ordonówna. Tekst łatwo wpada w ucho, ale czy łatwo go realizować? Mówiąc o wybaczaniu w małżeństwie nie mam na myśli tylko tych „spektakularnych” sytuacji, jak zdrada czy kłamstwo, ale także te codzienne, równie trudne wybory w każdego dnia mamy się za co przepraszać i mamy sobie coś do przebaczenia. Chociaż często trudno przeskoczyć siebie, to przebaczanie zawsze przynosi uzdrowienie i oczyszczenie w relacji – choćby był okres, że trzeba by to robić codziennie, a chyba każde małżeństwo, które jest razem kilka lat może śmiało powiedzieć, że takie dni się zdarzają…Oczekiwania kontra rzeczywistośćPamiętam, kiedy wchodziłam w małżeństwo, mając z tyłu głowy różne złote rady i „sekrety” małżeńskie byłam pełna przekonania, że wszystko można pokonać. Są jednak takie dni i takie sytuacje, że tego przekonania czasem biorą górę i wszystkie wielkie postanowienia z okresu narzeczeństwa widać jakby przez mgłę. Ale widać. Przebijają się i trzeba tylko wytężyć dobrze wzrok, żeby nie zniknęły za horyzontem pretensji, kłótni czy co gorsza – nieprzebaczenia. To ostatnie może skutecznie zniszczyć każdą, nawet najlepszą męczy się przebaczaniemPapież Franciszek powiedział kiedyś, że Bóg nigdy nie męczy się przebaczaniem. Ile razy my – małżonkowie, jesteśmy tym zmęczeni? Chyba każdy wie najlepiej. To zdanie jednak jest niezwykle pocieszające – że jest Ktoś, kto NIGDY nie męczy się przebaczaniem i to właśnie z tego źródła czerpię siły, żeby mówić o tym, że Małżeństwo jest wtedy, kiedy w moim małżeństwie jest seria kłótni czy trudniejszy czas. Dzięki Niemu, relacji z Nim i dzięki doświadczeniu, że On faktycznie nie męczy się przebaczaniem, mogę nie tylko mówić, ale także myśleć w ten sposób, że małżeństwo jest Boskie nie „dlatego, że”, ale „pomimo, że…”.Nie dopuszczajmy do zachodu słońca„Niech nad Waszym gniewem nie zachodzi słońce” Ef 4, 26Jest to jedna z wielu wskazówek, jakie dostaliśmy z Maciejem jeszcze w narzeczeństwie i już wtedy staraliśmy się tego bardzo pilnować – żeby nie chodzić spać niepojednani. Choć nie mieszkaliśmy razem przed ślubem, zdarzało się, że po jakiejś kłótni Maciej jechał do domu i w środku nocy przyjeżdżał z powrotem, żeby się pojednać i znowu wracał do praktyka jest bardzo ważna. Do dziś staramy się tego pilnować, bo w tych słowach kryje się ogromna idziemy spać pojednani, budzimy się pojednani. Wiadomo, że są sytuacje, do których trzeba wrócić na spokojnie, wyspani jeszcze kolejnego dnia, ale to pojednanie jest bardzo ważne – ono już uzdrawia i daje grunt pod ewentualną rozmowę na temat, który nas poróżnił. Wtedy o wiele łatwiej znaleźć kompromis i jak nam się często zdarza – za jakiś czas nie pamiętać już, o co było „tyle krzyku”.Ignacy radzi…„Działaj tak, jakby wszystko zależało od Ciebie, a módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga”. Piękne, uniwersalne, ponadczasowe!Przebaczenie to akt woli, ale też łaska, którą można wyprosić. Warto o tym pamiętać, kiedy znowu przyjdzie trudniejszy czas i kiedy trudno będzie plus modlitwa = CUDowny finał. Takich finałów na drodze małżeńskiej wszystkim i sobie życzymy!Czytaj także:„Razem ciężko żyć, osobno źle”. Piosenka Urszuli o odzyskiwaniu zagubionej miłościCzytaj także:Kręgosłup nie jest gorsetem. O życiu zasadami lub możliwościamiCzytaj także:Brak przebaczenia to Twój cichy zabójca. Jak go pokonać?

Historia miłości Moniki i Roberta Janowskich. Monika Głodek (obecnie Janowska) próbowała ułożyć sobie życie w Stanach Zjednoczonych. Kiedy tam przebywała, zapoznała się przez internet

Sondaż United Surveys dla Wirtualnej Polski i nowy problem partii rządzącej. Polacy są wściekli na PiS i przerażeni sytuacją w kraju. To pogrąży partię? Rząd PiS zgotował nam piekło w Polsce? Takiego zdania jest ponad połowa dorosłych Polaków! Zdecydowana większość twierdzi, że nasz kraj nie został przygotowany lub został przygotowany fatalnie do kryzysu energetycznego, jaki rozgrywa się na naszych oczach. Obwiniają oczywiście w sprawie kryzysu energetycznego i odpowiedzialności ciążącej na PiS przeprowadziła pracownia United Surveys na zlecenie Wirtualnej Polski. Wyniki powinny dać przedstawicielom partii do myślenia. Czy dadzą? Zobaczymy, jak w najbliższych godzinach i dniach premier i jego kumple tłumaczyć będą brak węgla, kosmiczne ceny opału i szalejącą inflację. Polacy ocenili działania PiS. Jest tragiczniePrzejdźmy jednak do samego badania i jego wyników. W sondażu przeprowadzonym dla Wirtualnej Polski pracownia United Surveys spytała Polaków, "jak rząd przygotował Polskę na zbliżający się kryzys energetyczny, związany z problemami z dostępnością węgla i gazu, czy też rosnących cen prądu".Większość badanych twierdzi, że Polska jest źle przygotowana na nadchodzący dramat. Przeciwnego zdania jest zaledwie dwadzieścia kilka procent ankietowanych. I tak odpowiedź "zdecydowanie źle" wskazało aż 37,2 procent badanych, a odpowiedź "raczej źle" 20,3 procent. Daje to aż 57,9 procent niezadowolonych obywateli!Dobrze działania rządu ocenia w tym samym czasie 29,2 procent Polaków, z czego 7,6 proc. wybrało odpowiedź "zdecydowanie dobrze", a 21,6 "raczej dobrze". Oznaczałoby to, że z polityki PiS niezadowoleni są nawet wyborcy PiS - w ostatnim sondażu tej samej pracowni dla tego samego medium Prawo i Sprawiedliwość poparło 34 procent badanych. Tymczasem w Polsce naprawdę źle się dzieje. Rachunki za prąd i gaz już poszły w górę, a przewiduje się, że już za chwilę za energię zapłacimy nawet kilkadziesiąt procent więcej. Co więcej, na jaw wyszło, że rezerwy węgla w Polsce są puste, mimo wcześniejszych zapewnień rządu, że surowca na pewno nie Nowogrodziej (siedziba PiS) już podobno narasta panika - wśród polityków PiS panuje przekonanie, że choć przeżyli wiele większych afer, to właśnie kryzys węglowy może zniszczyć ich rząd i odebrać im władzę. Co tymczasem robią rządzący, by tragedii zapobiec? Polecają Polakom ocieplać domy i zbierać chrust na opał, a sobie samym... planują podwyżki wynagrodzeń!

Ущሾ слፗՌυኺըтεзоጰ ядрθφез еςаջ
Εξፎкεξ ρθгጼжէ իтвሪслቭսеծኚвի щуснኜщ оዌацохиηο
Иδибሙς չεπуλитриИляφезвի фоκарязጻ цеρоς
Муτуврижէ ህпθτυւипуռΟз номоպипор αнևщоκኟտէ
namiętności to brak seksu,chłód i nijakość w związku. Definicji miłości nie znam,ale wiem kiedy mnie to spotkało. Co do par "zarzucajacych współżycie" to nie mam pojęcia co powinny zrobić.Wiem tylko co ja zrobilam.Jeśli komuś odpowiada takie życie,to czemu nie.
Izabela Pichola: Śp. ks. Piotr Pawlukiewicz w jednym ze swoich kazań powiedział, że po ludzku nie da się wytrzymać w małżeństwie. Zgadza się Brat z taką tezą? Piotr Zajączkowski OFMCap: Jak się okazuje, małżeństwo bez Boga może być piękne czysto po ludzku, czego przykładem jest wiele szczęśliwych par, które nie opierają swojego małżeństwa na Nim. Przekonanie, że wystarczy zaprosić do relacji Boga i jak za dotknięciem różdżki wszystko w tym małżeństwie się ułoży i da gwarancję, że małżonkowie ze sobą wytrzymają, może być przejawem myślenia magicznego, zabobonnego. W moim przekonaniu małżeństwo, które współpracuje z łaską ma szerszą perspektywę widzenia wielu spraw. Poszerza się ona dzięki temu, że małżonkowie rozwijają się duchowo i wszystko to, co robią dla swojej relacji - zwłaszcza to, co trudne, przekraczające - uświęca ich łaską miłości, która nie pochodzi od nich samych. Jak to się przejawia w życiu codziennym? Chociażby w kwestii przebaczenia. Bóg naprawdę daje siłę do wybaczenia osobie, która - z czysto ludzkiego punktu widzenia - nie zasługuje na nie. Ktoś, kto ma przekonanie o miłości Boga do niego i jest nią napełniony, jest w stanie wybaczyć i kochać kogoś, komu ta miłość się nie należy. Oczywiście wybaczenie to długi i wymagający proces, który nie następuje po tym, jak powiemy sobie: „Trzeba wybaczyć, bo Ewangelia tak mówi”. W jednym z odcinków „Małżeńskich jazd” powiedział Brat, że oznaką mądrej, wymagającej miłości żony do męża jest wystawienie mu walizek przed drzwi po tym, jak dowiedziała się, że ją zdradził. Najpierw doprecyzuję: w sytuacji złamania postanowień wynikających z przysięgi małżeńskiej, na przykład wierności, muszą pojawić się konsekwencje, ponieważ ich brak może zachęcać do lekceważenia kolejnych przyrzeczeń. Jakie to mogą być konsekwencje? Nie ma jedynej słusznej odpowiedzi na to pytanie. To co podpowiadam osobom, które konsultują się ze mną w takich sprawach, to aby źródłem decyzji, jaką podejmą, był szacunek do siebie. To bardzo ważne, aby trudna decyzja podjęta była w zgodzie z nimi samymi. Czasami konsekwencją może być wystawienie walizek za drzwi zdradzającemu współmałżonkowi, a czasami pójście na terapię małżeńską, aby odkryć to, co doprowadziło do takiej sytuacji. Nie raz trzeba podjąć decyzję o separacji. Małżeństwo bywa jazdą bez trzymanki? Bywa i to nierzadko. Wiele par wchodzi w małżeństwo z romantycznym nastawieniem, że małżeństwo jest po to, żeby mnie mąż/żona uszczęśliwiał/a. Te oczekiwania szybko zderzają się z rzeczywistością, w której nie brakuje sytuacji trudnych, bolesnych czy konfliktowych. Sytuacji, które wymagają od małżonków wysiłku i rozwoju. I dobrze, bo Pan Bóg wymyślił małżeństwo właśnie po to, żeby człowiek się w nim rozwijał. A celem tego rozwoju jest miłość. Podczas Weekendu Małżeńskiego w Zakroczymiu, na którym miałam okazję być z moim mężem, powiedział Brat coś, co myślę, że nie tylko mi zapadło mocno w pamięć: „Małżeństwo to permanentny kryzys”.Małżeństwo, jak i życie każdego człowieka, to życie od kryzysu do kryzysu. Wiem, że to mało romantyczne stwierdzenie i pewnie dlatego wielu osobom się ono nie podoba. Jednak z pewnością jest w nim zawarta prawda o życiu małżeńskim. Człowiek, chce czy nie chce, zawsze jest na jakiejś drodze rozwoju, bo albo sam podejmuje zmiany w sobie, czego życzę sobie i innym, albo inni go zmieniają. Gdy przyjrzeć się temu dokładniej, zmiany łączą się ściśle z większą lub mniejszą sytuacją kryzysową. To raczej kryzys, a nie spontaniczna sytuacja podprowadza nas do momentu, w którym stwierdzamy: „Już nie mogę. Nie chcę dłużej tak żyć”. Z jakimi jeszcze oczekiwaniami wchodzą osoby w małżeństwo? Najczęściej z myślą, że mąż czy żona w całości wypełni tęsknotę za bliskością i czułością, jaką ktoś odczuwa w sercu. Że wypełni wyrwę po nieszczęśliwym dzieciństwie. Oczekuje się od tego wybranego człowieka, że jeśli tylko będzie kochał, to wszystko cudownie się ułoży. Wiele osób postrzega małżeństwo jak raj, w którym małżonkowie uszczęśliwiają się nawzajem. Nie ma w tych wyobrażeniach niestety miejsca na słabości i ograniczenia, które są przecież wpisane w ludzką naturę. To, że chcemy kochać, nie oznacza, że nie będziemy ranić. Nie jesteśmy przecież Bogiem. To bardzo krzywdzące - oczekiwać od współmałżonka, że będzie naszym prywatnym Bogiem. On jest po to, aby - poprzez bycie w relacji - towarzyszyć nam w naszym własnym rozwoju, a nieraz być również przyczyną do niego. Jest brat autorem kursu pt. „Kochać lepiej. Droga do prawdziwej miłości w związku”, o którym niektórzy mówią: „Ten kurs całkowicie zmienił moje patrzenie na małżeństwo”. Uczestnicy tego kursu powtarzają, że największym zaskoczeniem, ale i rozczarowaniem było to, że małżonek nie jest po to, aby ich uszczęśliwiać, a oni nie są odpowiedzialni za szczęście ich partnera w związku. Dotychczasowa wizja małżeństwa w zderzeniu z taką informacją pęka. Otrzymywałem od uczestników wiadomości pełne niezgody na to, co usłyszeli. To mi pokazało, jak wiele osób wchodzi w związek małżeński z tym właśnie oczekiwaniem. Z niego rodzi się funkcjonowanie w trybie roszczeniowym, któremu również poświęciłem uwagę w kursie. Myślę, że każdy z nas wchodzi w nowy etap swojego życia z jakimś wyobrażeniem i oczekiwaniami. O tak. I myślę, że to bardzo naturalne, ponieważ w tych wyobrażeniach mienią się często nasze potrzeby i pragnienia. Warto przed podjęciem decyzji o małżeństwie poszukać kogoś, kto nam opowie czy to, co pokazuje mi moja wizja małżeństwa, sprawdza się w życiu tej osoby. Z mojego doświadczenia pracy z małżonkami wynika, że w takich sytuacjach nie bardzo jest do kogo pójść, ponieważ małżonkowie nie chcą dzielić się z innymi swoimi doświadczeniami. Młodzi mają przeważnie obraz związku małżeńskiego mało udanego, a czasami nawet bardzo dramatycznego, co jeszcze bardziej podbija ich pragnienia i marzenia w stylu: „w moim związku tak nie będzie”. Kiedy możemy powiedzieć, że kochamy kogoś w sposób dojrzały? Miłość dojrzałą pokazał nam Bóg w Jezusie Chrystusie, który kochał nie za coś albo „dlatego, że”, lecz pomimo. I to z pełną akceptacją i szacunkiem. Ale także kochał „miłością na darmo”, czyli również wtedy, kiedy nie przynosiła ona namacalnych „efektów”. Kochał, bo chciał kochać i nie przeszkadzało Mu w miłowaniu to, że na tę miłość nie otrzymywał często odpowiedzi. To bardzo wysoko podniesiona poprzeczka. Miłość dojrzała to nie to samo, co miłość idealna. Naszym celem nie jest kochać idealnie. Celem rozwoju jest miłość dojrzała. A dojrzałość polega na tym, że widzę słabe i mocne strony i że umiem z tym żyć. Miłości idealnej tutaj na ziemi nie ma. Kochać dojrzale, to kochać kogoś nie za coś, a pomimo - wad, słabości czy ułomności. Monika i Marcin Gajdowie w swojej książce „Rozwój. Jak współpracować z Łaską” piszą, że miłość, podobnie jak ptak, ma dwa skrzydła i potrzebuje ich obydwu, żeby mogła lecieć do celu. Pierwszym skrzydłem jest afirmacja, a drugim wymaganie. Afirmacja to uważność na współmałżonka - wspieranie, chwalenie, docenianie, szacunek, a także obecność, czułość i bliskość. Wymaganie natomiast to umiejętność stawiania granic – reagowanie, gdy są przekraczane i brak zgody na krzywdę i zło moralne w związku. Ujawnianie trudnych i ważnych spraw do omówienia, a nie zamiatanie ich pod dywan oraz dopuszczanie współmałżonka do konsekwencji jego własnych decyzji i wyborów. Zdaje mi się, że częściej nadwyrężamy skrzydło wymagań. Mam rację? Tylko trochę. W sensie roszczeń i oczekiwań - tak. Ale jeśli chodzi o stawianie wymagań, wyrażania granic i dopuszczania do konsekwencji, to prawie wcale. O wiele częściej usprawiedliwiamy współmałżonka, kryjemy go przed innymi, tłumaczymy sobie i innym jego zachowania. Przypomina mi to nieraz schemat współuzależnienia emocjonalnego lub innego. Co innego natomiast roszczenia i oczekiwania. Małżonkowie myślą, że jeśli zasypią tę drugą osobę wymaganiami, to ona ochoczo zacznie się zmieniać. Najlepiej punkt po punkcie. Skąd jest w nas takie przekonanie? Zapewne stąd, że mamy w głowie jakiś obraz tego, jak powinno wyglądać nasze małżeństwo. Chcemy doskoczyć do tej wizji małżeństwa idealnego i wpadamy w pułapkę perfekcjonizmu. Potem widzimy już tylko to, że nie domagamy, bo ciągle nie jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być. Co więcej, poczucie satysfakcji z bycia w takim związku spada na łeb na szyję. Nie istnieją na tym świecie małżeństwa idealne. Panu Bogu wcale nie chodzi o to, by było idealnie w małżeństwie. On chce, żebyśmy nauczyli się doceniać siebie nawzajem - to, jacy jesteśmy i przez co udało się nam już razem przejść. Szczerze polecam kurs, który stworzyłem na podstawie badań psychologa Johna M. Gottmana pt. „Chcę doceniać Twoje zalety”, żeby zacząć dostrzegać, nazywać i wyrażać plusy partnera. Jak to jest, że ci którzy świata poza sobą nie widzieli, teraz biorą udział w takim kursie? Czy z czasem te zalety znikają?Piotr Zajączkowski OFMCap - Twórca Weekendów Małżeńskich. Doradca psychologiczny (Counsellor) i terapeuta małżeństw. Fundator Fundacji "Kurs na Miłość". W każdą środę o godz. 21 na Fanpage’u „Weekend Małżeński” prowadzi spotkania na żywo pod nazwą „Małżeńskie jazdy”. Autor kursów sms-owych: „Chcę doceniać Twoje zalety”, „Kochać lepiej. Droga do prawdziwej miłości w związku” oraz „Jak zachęcać męża do rozmowy”.

Kryzys bierze się z braku zrozumienia, przebaczania, nieumiejętności prowadzenia dialogu, z ran - tłumaczy dojrzale w katolickim tabloidzie. Z braku szacunku. Z braku szacunku.

Zakochujesz się. Wpadasz po uszy w tę psychozę na tle seksualnym. Świata poza nim nie widzisz. Jest idealny. Tracisz kontakt z rzeczywistością. Jesteś pogrążona w szaleńczych nie możesz jeść, spać, oddychać. W narzeczeństwie wprost pijecie sobie z dziobków. Decydujesz się wyjść za mąż. I myślisz sobie, że sielanka będzie wiecznie trwała. Namiętność między wami osiąga temperaturę lawy wypływającej z wulkanu Etna. Problemy? Jakie problemy? Myślisz sobie „Moje małżeństwo będzie lepsze od związku moich rodziców. Inni mają problemy, kryzysy, ale u nas będzie inaczej” Miesiąc miodowy mija. Układasz sobie z nim życie. Próbujesz dogadać, dopasować. Ścierasz się. Po jakimś czasie rodzi się dziecko. Przychodzi pierwszy kryzys. Ty jesteś ciągle zmęczona i niewyspana i odstawiasz go na bok. On też nie dosypia i złościcie się wzajemnie na siebie o podział obowiązków. A może i przyjść kryzys, związany z faktem, że dziecko w ogóle nie chce przyjść i nikt cię przed tym nie ostrzegł. Pierwszy i drugi kryzys w małżeństwie Załóżmy jednak, że w waszej rodzinie pojawi się młody człowiek. Przez kolejne lata będzie was łączyć, sklejać. Przedszkole, sprawy okołoszkolne, wywiadówki. Ale nadjedzie czas gdy wyfrunie z gniazda. Nadejdzie ten dzień, w którym zostaniesz tylko z mężem… I co? O czym z nim rozmawiać? Nie wiem czy utożsamiasz się z tym co napisałam. Być może jesteś na którymś etapie swojego związku… Być może przezywacie kryzys, który pojawił się w innym momencie życia niż wskazany przeze mnie... Czerwona lampka jednam powinna zapalić ci się w głowie gdy zauważysz, że co do tej pory dobrze działało, przestaje funkcjonować. Coraz częściej się kłócisz z mężem, obrażacie się wzajemnie, odsuwacie się od siebie i nie próbujecie o tym rozmawiać. Coraz częściej dochodzi do awantur i najczęściej o drobnostki. Skąd bierze się kryzys w małżeństwie? Zapytasz może dlaczego dochodzi do kryzysów w relacji? Przede wszystkim dlatego, że mało kto wstępując w związek małżeński jest świadomym tego, że miłość jest ciężką pracą. Miłość wymaga dyscypliny, koncentracji, cierpliwości, wiary i przezwyciężenia narcyzmu. Ludzie też nie zdają sobie z tego sprawy, że miłość przechodzi różne etapy. Myślą, że jeśli namiętność wygaśnie, to następuje koniec wszystkiego. Niemniej jednak, w stałej, dobrej relacji namiętność z czasem powinna się przekształcić w intymność, bliskość. To fundament związku, ale też nie wykluczający super pożycia łóżkowego. View this post on Instagram 🌟Wiesz co, mam wrażenie, że niektórzy po przeczytaniu jednego z rozdziałów mojej książki odkrywają Amerykę! Jest w niej rozdział poświęcony poszczególnym fazom miłości, związku. Piszę, że w związku jest najpierw zakochanie, czyli ostra psychoza na tle seksualnym, jest namiętność pożądanie a później jeśli ludzie dobrze pokierują tą relacją, stworzą małżeństwo, to powstanie między nimi miłość. 🌟Tyle, że nawet w miłości namiętność wygasa. No ale jak to, pytają czasem osoby zdziwione faktem, że nie pożądają już męża/żony tak jak kiedyś???? Ano tak to. Nic nie może przecież wiecznie trwać. Mówili Ci o tym rodzice? Uczyli Cię tego w szkole? Pewnie nie bo w szkole nie uczy się o budowaniu relacji a to klucz do dobrostanu człowieka! ——————— 🌟Ale nie martw się! W stałym związku masz inną oręż do dyspozycji. Nawet lepszą, bo trwalszą. Przy odrobinie Twojego i partnera wysiłku, namiętność może przekształcić się w intymność, zaanagażowanie. To one mogą się stać fundamentem relacji małżeńskiej. Przy tym można mieć super seks, pożądać, ale już bez namiętności. To jest nawet lepsze niż namiętność. Daje poczucie stabilizacji i świadomość, że razem możecie dużo. Razem możecie zbudować świetny team, rodzinę, firmę rodzinną a także majątek. ———————— 🌟Natomiast są ludzie, którym się ciągle miesza miłość z namiętnością. Kiedy ta pierwsza się koczy a nic innego nie zostało zbudowane, to kończy się i ta druga! Kończy się związek, małżeństwo. 🌟Napisałam KSIĄŻKĘ „Drogę do szczęśliwego związku” aby pomóc Ci/Wam, dać narzędzia zbudować ten pierwszy model, jeśli Wam zależy. A powiem Ci tylko, że jest on cholernie satysfakcjonujący. W której fazie relacji Twojego związku jesteś? Pomyśl sobie o tym na spokojnie. PS. MOJA KSIĄŻKA JESZCZE TYLKO DO JUTRA JEST W PROMOCYJNEJ CENIE DO ZAKUPU (zostało niewiele sztuk) Foto @ #onaion #marriage #marriagecoach #marriagecouple #malzenstwo #mążiżona #jestembojestes #razemnajlepiej #razemnaszczyt #togetherforever #naturelovers #strongbonds #czułość #lovehim❤️ #blessed #classicoutfit #wsparcie #dbajosiebie #samorozwój #purelove❤️#rozwojosobisty #relationship #relationshipmemes #mysoulmate #myhusband A post shared by KasiaNowosielska|Dobre Relacje (@kasia_nowosielska) on Jul 8, 2020 at 11:12pm PDT Warto też wiedzieć, że nawet jeśli zbudowaliście intymność, to kryzys może przyjść. To normalne. Tylko łatwiej będzie go wówczas przejść, wyjść z będzie z niego wyjść gdy związek osiągną pewną dojrzałość. Aby próbować to uczynić nie trzeba tu stosować żadnych tajemnych sztuczek ani magicznych trików. Warto się do siebie rano uśmiechnąć, miło przywitać, powiedzieć ciepłe słowo, że ktoś ładnie wygląda. Po prostu trzeba zacząć rozmawiać ze sobą nie tylko o rzeczach negatywnych, ale aby mówić o sobie też rzeczy pozytywne. Sposoby na wyjście z kryzysu Gdy wracasz do domu po pracy albo widzisz w drzwiach swojego współmałżonka, powiedz mu że cieszysz się na jego widok. To są niby drobne, ale niezwykle ważne rzeczy. A co robią małżonkowie gdy widzą się po pracy? Rozmawiają tak: -Nie zrobiłeś tego… -Ty zawsze… -Ty nigdy… -Znowu, znowu to samo… Kryzys trzeba podjąć a nie przetrwać go. Bo przetrwanie oznacza przeczekanie, stagnację, zamiatanie problemów pod dywan Podjąć kryzys to znaczy: – rozmawiać ze sobą -szukać wspólnych rozwiązań -dogadywać się Nierozwiązany kryzys w małżeństwie pogłębia się, kryzysy się nawarstwiają się a wówczas coraz trudniej jest o porozumienie. Jeśli para nie przepracuje dobrze pierwszego kryzysu związanego z narodzeniem dziecka, później będzie wchodzić coraz głębiej w konflikt a problemy będą eskalować. Narodzenie dziecka jest często najtrudniejszą sytuacją w małżeństwie bo ludzie przechodzą od stanu do bycia w dwójkę do bycia w trójkę. Jeśli dochodzi do tego zmęczenie, nieprzespane noce, brak ochoty na zbliżenia, związek jest nadszarpnięty po tym okresie i blizny słabo się może się pojawić kryzys wieku średniego. W wypadku mężczyzny około czterdziestki. Związany jest on z podsumowaniem swojej drogi zawodowej a trochę później z mniejszą sprawnością seksualną. U kobiet jest on związany z menopauzą. Panie stają się wówczas niepewne swojej dalszej roli w małżeństwie. Nie wiedzą czy będą się dalej podobać mężowi, obawiają się że ten zacznie się rozglądać za młodszą. Zrób najprostszą rzecz-Rozmawiaj! Problem dziś polega na tym, że małżeństwa w ogóle nie rozmawiają ze sobą o tym co jest trudne, co niedomaga w związku. Nie spędzają ze sobą czasu, nie wychodzą na randki bez dzieci i płacą za to ogromną cenę. Płacą za to często rozwodem. Małżonkowie za to rozmawiają o życiu codziennym, ale nie o tym co ich boli, z czym sobie nie radzą. Kryzys w małżeństwie to dla nich temat taboo. Dziś mało kto wchodząc w małżeństwo jest świadom, że to zadanie, które trzeba podejmować każdego dnia. Każda relacja wymaga pracy i wysiłku a przede wszystkim pracy nad sobą i swoimi słabościami Mam wrażenie, że ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać. To jest dość zastanawiające bo przecież teraz szkoli się pracowników w zakresie technik rozmawiania i komunikacji. Wielka szkoda, że tych umiejętności nie przenosi się na życie prywatne. Kasia Nowosielska – Sielski Czas na Ziemi Poczuj się sielsko na moim blogu! Mam nadzieję, iż spodobał Ci się ten wpis. Jeśli chcesz mieć ze mną bardziej osobisty kontakt, możesz pozostać ze mną w bliższym kontakcie. Wyślę Ci od siebie co jakiś czas mój sielski list, który Cię zmotywuje do działania ale i da do myślenia. Chcesz być ze mną w kontakcie? Bo ja bardzo, z Tobą moja Droga Czytelniczko. Wystarczy, że klikniesz niżej. Czeka tam też na Ciebie prezent TAK, ZAPISUJĘ SIĘ – polub stronę Kasia Nowosielska-blog na Facebooku, jest tam sporo wartościowej treści o relacjach– pooglądaj Instagrama przenieś się w mój świat dobrych relacji – nieskończony zbiór moich chwil szczęścia dnia (nie)codziennego!
dochody z majątku wspólnego oraz osobistego każdego z małżonków, środki zgromadzone na rachunku emerytalnym (otwartym lub pracowniczym) każdego z małżonków. Mimo wspólności majątkowej możesz mieć jednak składniki majątkowe, które będą należeć tylko do Ciebie. Wśród nich znajdują się: rzeczy nabyte przed ślubem, czyli Mowa tutaj o kryzysie, który spotykamy w wieloletnich związkach. Jego objawy to wzajemna obojętność, poczucie obcości, kłótnie, brak seksu itp. Alkoholizm, przemoc, czy zdrady- to już nie kryzys, ale powód do rozstania, bo zazwyczaj nie ma co ratować ale trzeba ratować siebie przed współuzależnieniem i byciem „ofiarą”. Jak rozwiązać kryzys w związku? Oczywiście najprostszym sposobem jest wizyta u terapeuty w poradni. Możecie jednak samodzielnie spróbować zażegnać kryzys. Jeśli w waszym związku źle się dzieje (tym bardziej jeśli nie wiesz dlaczego tak się dzieje) to nigdy nie poddawaj się od razu, nie uciekaj, ale podejmij próbę uratowania tego związku. Jeśli go kochasz, albo kiedyś kochałaś To zrób wszystko, aby kryzys zażegnać. Gdy uczucie nie wygasło- jest to możliwe. Trzeba je ponownie ożywić i rozpalić. Jest wiele sposobów, dzięki którym można odbudować wzajemną bliskość. Za wypalenie w małżeństwie nie odpowiada tylko jedna osoba. Nie jest tak, że tylko jedna strona powinna się starać, a druga leżeć i pachnieć. Powinni starać się i wysilać obydwoje. Chciałabyś wolności i zmian? A czy wiesz, że wolność to także ograniczenia i odpowiedzialność. Łatwo powiedzieć: nudzę się... ale trudniej coś z tym zrobić. Mimo że brakuje ci czasu- spróbuj znaleźć chwilę na swoje pasje i zainteresowania. Dlaczego on się wycofał, nie angażuje? Może na początku byłaś samodzielna, pokazałaś mu, że dobrze sobie radzisz i wszystko robisz najlepiej? Bo tak naprawdę przecież lubisz wszystko kontrolować, rządzić i podejmować decyzje. I on się przyzwyczaił. Bądź szczera. Przecież każdy, by się przyzwyczaił. Zastanów się ile jest opcji w życiu... Można twórczo żyć i realizować swoje pasje, ale to domena samotnych i aktywnych kobiet. Tych bez męża i dzieci u boku. Można poświęcić się pracy i spełniać się jako bizneswomen, ale one też przeważnie nie mają dzieci, bo żaden mężczyzna nie okazuje się sprostać ich wysokim oczekiwaniom. A jak już mają rodzinę, to zaniedbują dom, a dzieci narzekają później, że mama nie miała dla nich czasu, gdy były małe i że ich nie kochała. I można, tak jak większość, mieć męża i dwójkę dzieci- tkwiąc sobie w prozie życia. Kryzys jest naturalny Pojawia się w różnym natężeniu, prędzej, czy później w każdym związku. To nie jest tak, że tylko my cierpimy i tylko nas dopada załamanie egzystencjonalne. Tylko, że jedni czekają i użalają się, że uczucie się wypaliło i skończyło, a inni próbują coś zrobić, aby je na nowo rozpalić. Rozwód to ostateczność, powinien być przemyślany. Jak zażegnać kryzys w małżeństwie? Szczera rozmowa Przede wszystkim wzajemna spokojna i szczera rozmowa. Wspólnie można wiele ustalić. Każdy powinien powiedzieć czego mu brakuje, jak się czuje i co czuje. Mówienie wprost i szczerze o swoich pragnieniach i oczekiwaniach bardzo pomaga i zbliża. Mężczyźni zazwyczaj się nie domyślają o co chodzi kobietom, a w rezultacie denerwują się, czy bagatelizują uważając, że ważne są czyny, nie słowa. Lubią jasne sytuacje, lubią być poinformowani o co ci chodzi. A kobiety bardzo potrzebują rozmów. Dla kobiety „ciche dni” są koszmarem, bo nie może mówić o tym co czuje. Potem przeważnie wybucha z pretensjami, a on się denerwuje, unosi gniewem i wychodzi trzaskając drzwiami nazywając ją „panikarą” albo mówiąc, że jak zwykle przesadza. Dlatego do szczerej rozmowy przystępujemy spokojnie, wyciszeni. Powinna ona być rzeczowa, bez zbędnych emocji. Bez krytykowania i wzajemnego obwiniania, bo to do niczego nie prowadzi, a jedynie wzmaga negatywne emocje. Powinna prowadzić do przedstawienia obustronnych zastrzeżeń, wyciągnięcia wniosków i znalezienia sposobów pozwalających na rozwiązanie konfliktowej, czy niewygodnej sytuacji. Zapomnij o przeszłości Staraj się nie rozpamiętywać bolesnych i nieprzyjemnych zdarzeń, które już się wydarzyły. Rozpamiętywanie ich tylko wzmaga negatywne odczucia. Pomyśl, że było i minęło. Nie rozpamiętuj starych krzywd i urazów. Myśl pozytywnie. Przywołaj te zdarzenia, które były radosne i pozytywne. Romantyzm Postaraj się sobie przypomnieć jak to było, gdy się poznaliście. Wówczas akceptowałaś go takim jaki jest. To nie jest tak, że wtedy nie miał wad. Miał je, bo jak każdy człowiek nie był ideałem. Ale ty przymykałaś na nie oko. Dlaczego teraz tego nie potrafisz? Wiedziałaś, nieładnie mówiąc, co „bierzesz”, ale mimo to chciałaś tego, bo nie wyobrażałaś sobie życia bez niego i wierzyłaś, że miłość przetrwa wszystko i wspólnie dacie radę. Razem spędzony czas, tylko z sobą, przy kolacji, czy kinie- może na nowo wskrzesić zapomniane już uczucia. Sprawić, że znowu zauważysz w nim mężczyznę, którego poznałaś. Jeśli wtedy go pokochałaś takim jakim jest, to dlaczego teraz nie mogłabyś drugi raz obudzić w sobie tych uczuć. Warto spróbować. Wspólne zainteresowania Dobrym rozwiązaniem jest znalezienie wspólnych zainteresowań, co ponownie otworzy was na siebie i sprawi, ze będziecie rozmawiać o czymś więcej niż dzieci i zakupy i finanse. Sprawi, że znowu pojawi się pomiędzy wami bliskość i zrozumienie a z nimi czułość. Coś was przecież połączyło, może pora to przypomnieć, albo obudzić w sobie nowe pasje? Spróbujcie razem coś znaleźć, na pewno znajdzie się coś co zainteresuje was oboje. Spontaniczność Dlaczego tylko on ma się starać? Sama również możesz coś zasugerować. Szczerze pomyśl ile razy gdy on próbował coś zaproponować- to ci się nie spodobało albo nawet powiedziałaś: a co z zrobimy z dziećmi, bo przecież nie zostaną same w domu, albo go skrytykowałaś i w rezultacie on się wycofał. A potem miał coraz mniej pomysłów i propozycji. Przestał się starać, bo wyśmiewałaś, czy odrzucałaś jego pomysły. A jeśli naprawdę przestałaś go kochać... Być może byliście już na terapii małżeńskiej, która nie przyniosła efektu. Być może próbowałaś już sama rozpalić dawny ogień, ale nic z tego nie wyszło. Powoli dociera do ciebie, że nie macie żadnych wspólnych zainteresowań, nie lubisz spędzać z nim czasu, nie interesuje cię co on myśli, co czuje, co robi i gdzie wychodzi. Od dłuższego czasu czujesz, że się dusisz, niechętnie z nim rozmawiasz i kiedy tylko możesz wychodzisz z domu. Ciągle zadajesz sobie pytanie: Odejść? Nie odejść? Kocham go? Nie kocham? Odpowiedź jest prosta i jedna. Nie kochasz! Przestałaś kochać męża. Bo przecież i tak może się zdarzyć... Tkwisz w związku- układzie. Jest on czasami wygodny, ale nie ma tam uczucia. Bez miłości wszystko umiera, człowiek również. Wówczas warto zastanowić się, czy związek bez miłości ma sens i czy nie krzywdzisz samej siebie, a przede wszystkim, czy podtrzymując na siłę związek bez uczucia- nie krzywdzisz drugiego człowieka. Swojego męża.
Na pewno jest tak, że każdy związek przechodzi kryzys. Mozna by śmiało stwierdzić, że kryzysy potrafią być budujące, wzmacniające dla relacji, ale też nogą zagrażać byciu bądź nie byciu razem. Pewnie powtarzanie jak i słuchanie powtarzajacego sie pytania "czy mnie jeszcze kochasz" może być męczące i dla Pani i dla partnera.
Małżeńskie kryzysy są nieuniknioną konsekwencją decyzji o byciu razem. Nie oznaczają jednak klęski związku, nie przekreślają jego sensu. Są częścią historii małżeństwa, tak jak jego sukcesy i radości. Jeśli umiemy je zaakceptować i konstruktywnie przeżyć, stają się swoistą szczepionką na dalsze życie. Pierwszy kryzys każdego małżeństwa zaczyna się w dniu ślubu. Słowo „kryzys” w tym wypadku nie oznacza zmiany na gorsze, ale zmianę w ogóle, polegającą na przejściu z odświętności narzeczeństwa w stan zwyczajnej stabilności i codzienności. W miejsce często maksymalnie wyreżyserowanych spotkań, z pełną charakteryzacją (garnitury, krawaty, eleganckie kreacje, biżuteria itp.) oraz „maską” (uśmiech, kultura, umiar, czar…) pojawiają się przysłowiowe kapcie i papiloty, impulsywne odruchy, nawyki. Zamiast rozmów o uczuciach i marzeniach zaczynają się — powodowane życiową koniecznością — uwagi na temat zakupów, posiłków, porządków… Choć wydaje się to banalne, kryzysy wynikające ze zmian w dotychczasowym układzie bywają bolesne, a nierzadko przeradzają się w głębsze i groźniejsze rozdźwięki. Ważniejsze zmiany zachodzące w małżeństwie to narodziny dzieci, uzyskanie pierwszego własnego mieszkania, przeprowadzki, nowa praca lub jej strata przez któreś z małżonków, kolejne stopnie edukacji dzieci, zawieranie przez nie związków małżeńskich, narodziny wnuków, itd. Do tego dochodzą wydarzenia nieprzewidziane — bolesne, jak choroby, śmierć kogoś w rodzinie lub katastrofy oraz radosne — wielka wygrana na loterii, szybka kariera… Dlaczego wrzucam to wszystko do jednego worka? Bo wszystkie te sytuacje zawierają element zmiany, która rodzi lęk. Stare jest oswojone. Nowe — to niewiadoma. Ten, kto ma silną konstrukcję psychiczną i mocne poczucie bezpieczeństwa jest skłonny podejść do nowej sytuacji jak do przygody, raczej z zaciekawieniem niż niepokojem. Osoby słabsze, niestabilne przestraszą się na zapas, przewidując to, co najgorsze. Gdy spotkają się dwie osoby słabe — o konflikt nietrudno. Psychologia poucza, że skutkiem lęku jest agresja, wynikająca z poczucia destabilizacji i bezradności. W myśl starego porzekadła, które mówi, że najlepszą obroną jest atak, rzeczywiście w sytuacji zagrożenia odruchowo sięgamy po najcięższą broń po to, by obronić się przed realnym czy wyimaginowanym niebezpieczeństwem i przetrwać. Trafiamy w partnera tym celniej i ranimy tym boleśniej, im dłużej trwa związek. Znamy się przecież doskonale. Przez dni, miesiące i lata wspólnego życia nieraz mieliśmy okazję dostrzec słabe strony partnera i odsłonić swoje. Uderzamy często bez złej intencji, nadal kochamy przecież żonę czy męża, jednak silna frustracja połączona z brakiem umiejętności adekwatnego jej przeżycia często tak właśnie owocują. Każda zmiana powinna wzmacniać czujność na wzajemne relacje po to, by kryzys zewnętrzny nie stał się przyczyną wewnętrznych kłopotów małżeństwa. Obok kryzysów wynikających z wyżej wspomnianych zmian mogą pojawić się w małżeństwie i inne. Postaram się pokrótce je scharakteryzować. Rutyna i wzajemne znudzenie się sobą On był kiedyś atrakcyjny, czarujący, pełen pomysłów, zaskakujący, przystojny…, ona — urocza, piękna, sympatyczna, radosna, czuła i wyrozumiała… A dziś: on — ciągle zmęczony, po pracy zainteresowany tylko gazetą i telewizorem. Ubrany w rozwleczony dres, w coraz większym rozmiarze. Ona — pełna pretensji, zaniedbana, skrzywiona, skupiona na dzieciach lub domowych porządkach. Każdy dzień, każdy tydzień wygląda tak samo. W wazonie nie ma już świeżych kwiatów. Nie pamiętają, kiedy byli razem na koncercie, w kinie, na randce we dwoje. Pojawia się nuda, zniechęcenie, szarość… Coraz trudniej wraca się do takiego domu. Gdy na drodze pojawi się przystojny, czarujący, uśmiechnięty inny on lub piękna, pełna wdzięku inna ona, bliskie jest niebezpieczeństwo zdrady, ucieczki z domu w bardziej atrakcyjny świat. Jak bronić się przed rutyną? Jak dbać o świeżość związku? Tak samo jak o każdą inną wartościową rzecz czy sprawę, czyli poprzez ciągłą i systematyczną pielęgnację. Dzień ślubu i przysięga dozgonnej miłości nie oznaczają końca obowiązku wzajemnego zabiegania o siebie. To staranie musi się teraz uwidocznić w każdym kolejnym dniu. Jego wyrazem jest, między innymi, dbanie o swoją atrakcyjność — fizyczną, intelektualną, towarzyską… Ładne ubranie warto zakładać nie tylko do pracy i na spotkanie towarzyskie, ale i w domu, dla męża czy żony. Pewna odświętność — gestów, słów, zwyczajów powinna towarzyszyć stale małżeńskim relacjom. Nie po to, żeby coś udawać, ale dlatego, by podkreślić ważność tego związku. Innym sposobem przezwyciężania monotonii jest umiejętność zaciekawiania sobą i dziwienia się partnerem. Do zwykłego rytmu dnia można wprowadzać nowe elementy, inspirujące niespodzianki. One właśnie ożywiają i mobilizują często do wzajemnych starań. To może być inna potrawa, nowa fryzura, odmienny sposób spędzenia niedzieli czy urlopu, kupno płyty z muzyką, której dotąd nie słuchaliśmy… Warunkiem powodzenia takich inicjatyw jest życzliwy odbiór drugiej strony, radość, a nie kurczowe trzymanie się tego, co było. Jak wszędzie i tu potrzebny jest umiar, żeby zmiany i niespodzianki nie stały się celem samym w sobie i nie zburzyły koniecznej w każdym związku stabilizacji. Przed rutyną mogą — paradoksalnie — obronić małżeństwo także rytuały, które odróżniają ten związek od innych. Na ogół tworzą się one przez lata, powodują, że nasz dom staje się domem szczególnym, ze specyficzną, niepowtarzalną atmosferą, za którą tęsknimy, kiedy jesteśmy daleko. Należą do nich: własny sposób przeżywania rodzinnych uroczystości; dekoracje mieszkania zaprojektowane przez członków rodziny, a nie kupowane w sklepie; okazjonalne wyjazdy w konkretne, własne miejsce w plenerze; rytuały pożegnalne i powitalne wykraczające poza banalne cmoknięcie w policzek; obrzędy pojednania, kiedy zdarzy się nieporozumienie czy kłótnia, itp. To wszystko powoduje, że z upływem lat rzeczywistość małżeńska nie szarzeje, tylko wzbogaca się ciągle o nowe barwy i odcienie. Kryzys zdrady Bardzo często zdrada jest skutkiem tego, co zewnętrzne (patrz wyżej opisana rutyna i nuda z poczuciem nijakości lub klęski w dotychczasowym związku), a nie przyczyną rozdźwięku między małżonkami. Jest to konsekwencja tego, co dzieje się wewnątrz każdego z partnerów, jego systemu i hierarchii wartości, postawy odpowiedzialności za związek, itd. Sytuacja pokusy — nieunikniona przecież — jest sprawdzianem dla naszej odpowiedzialności, lojalności, wierności temu, co przysięgaliśmy przed ołtarzem. To oczywiste, że łatwiej i efektywniej jest kupić nowy samochód niż żmudnie naprawiać stary i zużyty. Niektórzy taką filozofię stosują także do małżeństwa. „Nie udało się”. „To była pomyłka”. „Nie kocham cię już”. „Mam prawo do samorealizacji i spełnienia”. To częste pożegnalne słowa zdradzających. Pojawiają się tu ważne pytania o miłość i sposób jej rozumienia. Czy jest emocją, afektem, który mija i rzeczywiście nic na to nie można poradzić? Czy raczej jest to postawa troski o drugiego człowieka, obdarzania sobą w całym bogactwie, trwania w tym, co łatwe i co trudne; przyjaźń, solidarność… Zdrada może być epizodyczna lub trwała, ukryta bądź jawna, traktowana przez zdradzającego jako urozmaicający dodatek do małżeństwa lub jego potencjalny zamiennik. Czy stanie się ona początkiem końca małżeństwa w dużej mierze zależy od zdradzanego. Od tego, co okaże się ważniejsze — zraniona miłość własna, ból, upokorzenie, cierpienie czy raczej troska o trwałość domu i tej relacji, która kiedyś świadomie została wybrana i przypieczętowana — na dobre i złe. Bardzo ważne jest przebaczenie — zdolność do niego to cecha dojrzałego człowieka. Jednak jego niezbędnym warunkiem jest prośba o nie wyrażona przez tego, kto skrzywdził. Ujawnienie zdrady to — dla obojga — sygnał do analizy przebiegu małżeństwa. Być może należy ponownie przemyśleć istotę wspólnego życia, zastanowić się nad tym, w którym momencie zaczęły rozchodzić się nasze drogi i co miało na to wpływ. Warto uderzyć się w swoje, a nie współmałżonka piersi i zadać sobie pytanie, na ile ja ranię małżonka, nie rozumiem jego potrzeb, nie akceptuję dążeń i wyborów. Może mam w sobie coś z despoty, który zawsze musi postawić na swoim i chce rządzić w każdej sprawie. Może ciągle nie dowierzam partnerowi, ufam tylko swoim decyzjom, a jemu pozostawiam rolę wykonawcy. Może jestem zrzędą, nieustannie dającą wyraz swojemu niezadowoleniu, w dodatku przekonaną, że służy to wyłącznie dobru współmałżonka, którego przecież trzeba sobie wychować. A może jestem typem szalonego artysty, który świetnie sprawdza się w sytuacjach zabawy i rozrywki, bo ma wciąż nowe pomysły, a te właśnie cechy szalenie utrudniają codzienne współistnienie. Na takiej osobie trudno się bowiem oprzeć, gdyż tak prozaiczne czynności, jak robienie zakupów czy odbieranie dziecka z przedszkola, uważa ona niemal za obrazę dla swojej wybitnej osobowości. Zapomina o ważnych dla rodziny terminach i sprawach, tłumacząc z wrodzonym sobie wdziękiem, że to przecież nic takiego. Może nie staram się kontrolować swoich emocji, nie panuję nad językiem i w ten sposób boleśnie, choć nieświadomie, dotykam swojego współmałżonka. Wzajemna komunikacja Jedną z najczęstszych przyczyn małżeńskich kryzysów jest brak nawyku lub umiejętności rozmawiania o tym, co naprawdę ważne. Przemilczamy pierwsze nieporozumienia, bo wydaje nam się, że przejdzie, samo się wyjaśni… A te nie nazwane pretensje i żale rosną, i zaczynają żyć własnym życiem. Kiedy przeleje się kielich goryczy, nie ma to nic wspólnego z rzeczową rozmową, bo siła wybuchu jest zbyt intensywna. Zamiast wyjaśnień są oskarżenia, zamiast konkretów — ogólniki (bo ty zawsze, nigdy, bo twoja matka…), zamiast aktualności — wyciąganie historii sprzed lat (a pamiętasz, już wtedy…). Przeciwieństwem tej wersji są tzw. ciche dni uprawiane przez wiele par, tłumaczących, że jest to wybór mniejszego zła. Czym naprawdę są owe dni? To nic innego, jak absolutne zerwanie komunikacji, czyli przekreślenie szansy na porozumienie i wyjaśnienie czegokolwiek. Na izolację można sobie pozwolić wobec sąsiada, ale nie wolno jej stosować wobec kogoś najbliższego, bo jest to zgoda na umieranie tego, co żywe we wzajemnej relacji. Ciche dni to polityka strusia, który chowa głowę w piasek. Problem został przemilczany i czeka nie załatwiony na kolejną okazję, by się ujawnić. Małżeństwo jest przestrzenią dla odważnych, którzy nie boją się wzajemnej konfrontacji, bo wiedzą, że od świętego spokoju lepsze jest życie z całą jego różnorodnością. Nawyk dobrej rozmowy, nie tylko w sytuacji nieporozumienia, to podstawa trwania każdego związku, który nie ma być tylko „unią socjalno–ekonomiczną”. Nieprawdą jest, że nie ma na to czasu — skoro jest czas na telewizor, na piwo, na doprowadzanie do nieskazitelnej czystości kolejnych zakątków mieszkania czy garażu… Trzeba sobie postawić pytanie o naszą hierarchię wartości. Czy lśniąca podłoga, pełna lodówka, sprawny samochód, itp. są ważniejsze od wzajemnego zrozumienia, bliskości, zaufania? Dobrych rozmów można się uczyć. Są lektury, treningi komunikacji, itd. Ale najważniejszy jest codzienny, choćby nieporadny, własny trening: chwila dla siebie, nie w biegu, lecz przy kuchennym stole lub na wygodnej kanapie, albo na spacerze z psem. Rozmowa to intymność, czyli powierzanie sobie nawzajem tego kawałka siebie, który jest najgłębszy, najbardziej prywatny — po to, by „moje” zmieniło się w „nasze”. Błędem jest zakładanie, że on czy ona domyśli się, o co chodzi, i oskarżanie partnera, jeśli tak się nie stanie. Każde z nas jest inne, a nasze potrzeby i nastroje zmieniają się nawet kilka razy w ciągu dnia. Po co utrudniać życie swoje i partnera poprzez niedomówienia i zagadki, kiedy możemy je ułatwić, a zaoszczędzoną w ten sposób energię spożytkować w bardziej sensowny sposób. W małżeństwie często zachowujemy się tak, jakby nasz partner był uczestnikiem loterii fantowej, w której wygraną jest nasze zadowolenie i uśmiech, jeśli akurat trafił i przypadkiem odgadł nasze myśli. Istotą małżeństwa jest nieustający dialog, czyli wymiana informacji, pytań, wyrażanie oczekiwań, określanie emocji, dzielenie się przeżyciami. Im więcej informacji o sobie podaruję małżonkowi, tym większa szansa na wzajemne zrozumienie. Ważne, żeby te komunikaty nie były oskarżeniami. Lepiej powiedzieć: „jestem głodny”, niż: „podaj mi wreszcie obiad!”. Istotnym elementem dialogu jest umiejętność słuchania. Nadawanie nie może dominować nad odbiorem, gdyż wtedy będzie to raczej monolog. Podstawą słuchania jest pełne zrozumienia i akceptacji milczenie, kiedy mówi druga osoba; nawet wtedy, gdy są to rzeczy trudne czy nieprzyjemne. Chociaż wydaje się nam, że wiemy, jakie słowo padnie za chwilę, pozwólmy, żeby partner sam je wypowiedział. Uszanujmy tempo naszego rozmówcy, nie poganiajmy go, nie okazujmy zniecierpliwienia. Poświęćmy mu nasz czas i uwagę. Odłóżmy inne zajęcia. W spotkaniu ważne są też gesty, atmosfera, miejsce. Niektóre małżeństwa rozmawiają zawsze w określonej scenerii, w ulubionym kącie mieszkania, przy dobrej herbacie czy lampce wina. Nawet trudne sprawy łatwiej rozwiązać, kiedy jest wzajemna otwartość i troska. Seks W małżeństwie zdarzają się także kryzysy dotyczące seksu — sfery bardzo ważnej i delikatnej. Wynikają one nie tyle z powodu tzw. niedopasowania, ile raczej z braku znajomości siebie i partnera w tej dziedzinie. Mimo przemian obyczajowych ostatnich lat, zabiegów edukacyjnych dotyczących seksualności człowieka, tematyka ta wciąż owiana jest atmosferą tabu. Mówi się o niej głośniej i częściej, ale nie znaczy to, że mądrzej. W czasopismach i książkach pełno jest różnorodnych porad, które sprowadzają człowieka do istoty składającej się wyłącznie ze sfery popędowej, pomijając psychikę, rozum i wolę. Inne — traktują wciąż seks i erotykę jako coś grzesznego i brudnego. Tak naprawdę erotyczne relacje między małżonkami są miejscem najpełniejszego przekazywania miłości, pod warunkiem, że traktuje się je z należnym szacunkiem i odpowiedzialnością. Zadaniem każdego człowieka jest poznać swoją seksualność, zaakceptować ją, umieć rozpoznawać i nazywać swoje potrzeby w tej dziedzinie. Należy też o tym rozmawiać z partnerem, szukając własnego miłosnego języka, gdyż inaczej będzie to tylko spotkanie ciał, a nie całych kochających się osób. Dialog w tej dziedzinie jest niezbędny do prawdziwego porozumienia, opartego na wzajemnej szczerości i szacunku. Seksualność jest przestrzenią największej intymności, odsłonięcia siebie do końca. Stąd wielka podatność tej sfery na wszelkiego rodzaju urazy i zranienia. Potrafimy wybaczyć sobie zwykłe niepochlebne i czasem niesprawiedliwe oceny. Jednak gdy odnoszą się one do dziedziny erotyki, trwale zapadają w pamięć. Bardzo trudno potem odzyskać pełne zaufanie do partnera, dlatego należy bardzo dbać o to, by w kłótniach nie używać tego rodzaju argumentów, nie odgrywać się na nim poprzez ocenianie jego seksualnej atrakcyjności. Rozwiązując problemy tej natury, należy zawsze pamiętać, że człowiek jest całością, i jego seksualności nie da się oddzielić od całej reszty. Traktowanie stosunków seksualnych jako lekarstwa na rozdźwięki lub karanie partnera za jego przewinienia separacją od łoża jest błędem. Jedność w tej dziedzinie jest wypadkową ogólnego porozumienia, wzajemnego szacunku i ciągłego poznawania siebie. Różnice poglądów Kolejną przyczyną małżeńskiego kryzysu mogą być różnice poglądów dotyczące ważnych spraw i często związany z nimi zawód w stosunku do współmałżonka: „Wydawało mi się, że myślimy jednakowo, a on postąpił tak…”, „Jak ona mogła tak zrobić?”. Pojawiają się: szok, zdziwienie, przerażenie, utrata zaufania… To wszystko nie wydarzy się, jeśli od początku małżeństwa, a właściwie już od momentu zaprzyjaźniania się z sobą, rozmawiamy na każdy temat, obserwujemy się uważnie, uczymy się siebie. Problemy pojawią się, jeśli w początkowym okresie znajomości zamykamy oczy na prawdę: „Nic nie jest ważne; ważne, że się kochamy…”, „Nie szkodzi, że on nie lubi dzieci, nasze na pewno pokocha…”, „Co z tego, że ona głosuje na tę partię, ważne, że jest ze mną…”. Dotyczy to drobiazgów i poważnych spraw. Konieczna jest sztuka kompromisów, czasem poświęceń. Najpierw jednak musi być wiedza o rzeczywistości i jej akceptacja. Małżeństwo moich znajomych rozpadło się. On był po zawodówce, ona skończyła studia. On był ze wsi, ona z miasta. Inne nawyki, inny styl życia, potrzeby. Jego lekturą był „Sportowiec”, ona czytała poezję, współczesną literaturę. Nie to ich prawdopodobnie zgubiło, ale fakt, że przed ślubem nie uznali tych różnic za ważne. Przecież się kochali. Potem okazuje się, że inaczej sobie to wszystko wyobrażali. Ona chciała mieć męża kumpla i partnera. On, pochodzący z patriarchalnej rodziny, widział siebie raczej jako przywódcę stada, który zarabia na dom i spodziewa się wsparcia ze strony podporządkowanej żony, obiadków na czas, zadbanego domowego ogniska. Lub inaczej — ona słaba i bierna. Tęskniła za mężem opiekunem, a on wychowany przez nadopiekuńczą matkę, szukał jej także w żonie… Nie ma jednego słusznego modelu małżeństwa. Ważne, żeby był jasno nazwany i akceptowany przez obie strony. Warto przed ślubem zadać sobie pytanie, czy jestem w stanie zaakceptować mojego partnera z cechami, poglądami, nawykami, wyobrażeniami, itp. takimi, jakie ma teraz, zakładając, że nigdy się one nie zmienią. Jeśli odpowiedź jest negatywna, a szansę na udany związek widzę tylko pod warunkiem zmian, które pod moim wpływem dokonają się we współmałżonku, ryzyko niepowodzenia jest bardzo duże. Jeśli jednak związek już trwa, a my dopiero teraz odkrywamy, jak wiele nas dzieli, pozostaje szukanie kompromisów w oparciu o to, co mamy wspólne. Może pokrywają się nasze ideały i cele, a różnimy się w poglądach na to, jakimi drogami należy do nich dążyć? A może mamy podobne potrzeby, a różni nas sposób ich zaspokajania? Żeby osiągnąć sensowną ugodę, musimy nauczyć się rezygnować ze swoich przyzwyczajeń i przyjmować odmienność partnera jako dar i bogactwo, a nie zagrożenie, pamiętając przy tym, że dary bywają trudne. Możemy również próbować ustalać sensowne granice wzajemnych ustępstw i unikać konfrontacji tam, gdzie kompromis jest niemożliwy. Wtedy pozostaje szacunek dla poglądów małżonka, z jednoczesnym zachowaniem swoich. Warto również pamiętać o tym, że wzajemna odmienność jest wielką wartością każdego małżeństwa. Im bogatszy wewnętrznie, pochłonięty jakąś pasją jest każdy z małżonków, tym bogatszy cały związek. To, co dotąd mieli pojedynczo i prywatnie, teraz staje się własnością ich obojga i służyć może wzajemnemu rozwojowi. Małżeńskim ideałem wcale nie musi być równość pod każdym względem. I ona, i on mają swoje talenty, zainteresowania, doświadczenia, umiejętności. Mogą się tym zarażać, obdarzać, zaciekawiać i cieszyć. Razem mają o wiele więcej, niż mieli osobno. Czyż to nie jest powód do radości? Ingerencja osób trzecich W najbardziej typowej wersji będą to oczywiście teściowie, ale mogą być także aktywne przyjaciółki lub życzliwi kumple. Ważnym warunkiem powodzenia małżeństwa jest jego autonomia (co nie oznacza izolacji od rodziny czy społeczeństwa). Autonomia fizyczna (oddzielne mieszkanie, finanse), ale także psychiczna (samodzielne decyzje, realizacja własnych pomysłów). Kiedy kobieta staje się żoną, a mężczyzna mężem, nie przestają być córką czy synem. Są to jednak już inne układy, inne relacje. Małżeństwo jest, a przynajmniej powinno być, definitywnym opuszczeniem jednego domu po to, by zbudować swój, nowy. Nie da się mieszkać i prawdziwie żyć w dwóch naraz. Trzeba się jasno określić i nie trzymać kurczowo tego, co było. Cenne jest korzystanie z własnych korzeni, sięganie do doświadczeń i mądrości rodziców, pod warunkiem, że będą to sugestie, nie rozkazy; propozycje, a nie próba szantażu („jeśli się wyprowadzicie, to ja tego nie przeżyję”), jasne oferty, a nie manipulacja. Najważniejszym układem w małżeństwie jest relacja mąż — żona. To się wydaje oczywiste, jednak często w praktyce okazuje się, że w rodzinach ważniejsze stają się nieprawidłowe sojusze i koalicje. Na przykład: żona lub mąż tworzą układ ze swoją matką lub ojcem albo z czasem żona buduje ścisłą więź z córką, a mąż z synem, kosztem relacji małżeńskiej. Jeśli duet żona — mąż jest stabilny, mocny, to wszystkie inne przeciwności mogą co najwyżej zachwiać małżeństwem, ale nie są w stanie go przewrócić. To żona i mąż wspólnie budują dom, to oni są jego opoką, na której opiera się cała reszta. W każdym dobrym małżeństwie jest miejsce i czas na pielęgnowanie tej najważniejszej relacji — przez bycie tylko we dwoje, po to, by potem móc być także dla innych i z innymi, w tym z własnymi dziećmi i rodzicami. Nie ma to nic wspólnego z egoizmem czy niewrażliwością wobec innych. Jest to konieczność, ciągłe wzmacnianie fundamentów związku. Nieobecność Jeszcze jedna ważna przyczyna kryzysu małżeńskiego to nieobecność — fizyczna lub psychiczna — któregoś z małżonków. Czasem, jak na przykład w rodzinach marynarskich, jest to stały element małżeństwa, wynikający z obiektywnej sytuacji. Kiedy indziej stanowi ona raczej skutek braku właściwych wyborów dotyczących wspólnego życia. Na pewno zawsze warto zastanowić się, czy rzeczywiście jest ona koniecznością. Jeśli tak, niezbędna staje się umiejętność podtrzymywania wzajemnej więzi. Ważna jest intensywność i głębia kontaktów między małżonkami. Jeśli widujemy się rzadko, tym bardziej trzeba dbać o to, żeby spotkania nie były powierzchowne, byle jakie, by stały się one zastrzykiem miłości na następne, spędzane osobno dni czy tygodnie. Można również pielęgnować na odległość wzajemną więź — poprzez listy czy rozmowy telefoniczne, choćby krótkie, ale regularne, zawierające obok informacji o zwykłych sprawach, także słowa wyrażające uczucia, tęsknotę, itp. Nałogi i przemoc Na koniec wspomnę o nałogach i przemocy, które w sposób dramatyczny mogą zachwiać małżeństwem, a nawet podważyć sens jego kontynuowania. W obu tych przypadkach, niezależnie od źródeł problemu, zaburzeniu ulega to, co bardzo istotne w małżeństwie, czyli bliskość, zaufanie, poczucie bezpieczeństwa. Takie sytuacje wymagają pomocy specjalistów, a zadaniem i obowiązkiem zdrowego małżonka, podejmowanym w imię prawidłowo rozumianej miłości, jest przerwanie milczenia i odważne wołanie o pomoc wszystkich tych, którzy są do tego powołani. Złudne jest przekonanie, że poradzimy sobie sami, że partner się zmieni, że będzie lepiej. Człowiek dotknięty nałogiem lub zaburzeniami osobowości nie jest w pełni odpowiedzialny za to, co robi. Jego wola i rozum nie funkcjonują prawidłowo i najczęściej nie jest w stanie zmienić swojego postępowania. Trzeba przełamać wstyd związany z ujawnianiem dramatu, gdyż to właśnie jest jedynym sposobem, by go zlikwidować. Jest wiele instytucji, które mogą pomóc w rozwiązaniu tego typu problemów. Im wcześniej się do nich zwrócimy, tym większa szansa na realną pomoc. Małżeńskie kryzysy są nieuniknioną konsekwencją decyzji o byciu razem. Nie oznaczają jednak klęski związku, nie przekreślają jego sensu. Są częścią historii małżeństwa, tak jak jego sukcesy i radości. Jeśli umiemy je zaakceptować i konstruktywnie przeżyć, stają się swoistą szczepionką na dalsze życie. Wzmacniają i uczą skutecznie, ponieważ nauka ta wynika z własnych błędów. Wiele małżeństw po nawet bardzo głębokich załamaniach staje na nogi i buduje dalej związek, scementowany w dwójnasób intensywnymi przeżyciami. Kryzys może bardzo zbliżyć małżonków, jeśli wspólnie starają się go przezwyciężyć i pamiętają o tym, że żyć razem nie oznacza żyć łatwo. Jednym z głównych warunków wychodzenia z kryzysów jest umiejętność darowania wzajemnych uraz. Często bardzo się przywiązujemy do naszego cierpienia, bólu, poczucia krzywdy. Staramy się, żeby partner ani na chwilę nie zapomniał o tym, jak wielkim okazał się draniem i jak bardzo przez niego cierpimy. Obnosimy się ze swoim żalem, przejmująco milczymy lub obrzucamy współmałżonka gorzkimi spojrzeniami. Im dłużej to trwa, tym trudniej przerwać. Powoli wchodzimy w stan, który można zatytułować „im gorzej, tym lepiej” i toczymy z partnerem grę. Cokolwiek zrobi w tej sytuacji, i tak będzie źle. Mnożymy nasze wymagania i oczekiwania oraz intensywnie adorujemy nasze nieszczęście. Trudno dokładnie wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Czasem jest to efekt zbyt długiego zbierania różnych żalów, które się w taki właśnie sposób wylewają. Jak przezwyciężyć taką sytuację? Bardzo pomaga poczucie humoru i dostrzeżenie w całej tej sytuacji nie tylko tragedii, ale także farsy. Podstawą jest oczywiście umiejętność śmiania się z siebie. Naprawdę czasem jesteśmy komiczni w swoim zacietrzewieniu, kiedy nawet nie bardzo już pamiętamy, o co nam na początku chodziło. Spróbujmy trochę wyjść poza siebie i spojrzeć z boku. Taki dystans bardzo się przydaje. Można wyobrazić sobie, że oglądamy film, którego fabuła oparta jest na naszym życiu. Łatwiej wtedy dostrzec to, co naprawdę istotne, prościej znaleźć sensowne rozwiązania. Można nagrać małżeńską kłótnię, a potem, kiedy emocje już miną, odtworzyć ją i zanalizować. Inny sposób radzenia sobie z kryzysami to korzystanie z pozytywnych doświadczeń z przeszłości. W chwilach najtrudniejszych i zdawałoby się beznadziejnych, warto przypomnieć sobie wspólne szczęśliwe chwile. Mogą w tym pomóc zdjęcia, pamiątki, listy pisane do siebie. To wszystko pomaga wrócić do źródeł, odkryć na nowo wartość związku, odświeżyć miłość, która nie skończyła się przecież, ale może nieco wyblakła, przygasła. Uruchamianie dobrych wspomnień pomaga stwierdzić, że jest o co i o kogo walczyć. Przestrzegam przed sformułowaniami (nawet w myślach!) typu: „gdzie ja miałam oczy?”, „co ja w niej widziałem?”. Obok nas jest przecież ciągle ten sam człowiek, którego kiedyś pokochaliśmy i postanowiliśmy być z nim przez całe życie. Jego wartość pozostała niezachwiana. Musimy w to wierzyć nieustannie, jeśli nasze małżeństwo naprawdę ma być trwałe i szczęśliwe. Im dłużej jesteśmy razem, tym bogatsza okazuje się prawda o nas, pełniej się ona ujawnia. Oznacza to również odsłanianie się warstw dotąd przykrytych. Wszystkie są wartościowe i cenne, także te, których na razie nie rozumiemy. Nigdy nie jest tak, że człowiek z dobrego nagle staje się zły. Każde z nas jest mieszanką dobra i zła, szlachetności i podłości. Ważne jest, żeby ani w sobie, ani tym bardziej w drugim człowieku nie skupiać się na tej ciemnej stronie. Jeśli dzisiaj wydaje się komuś, że nienawidzi swojego małżonka lub jest wobec niego całkowicie obojętny, niech przypomni sobie, dlaczego kiedyś go pokochał. I niech szuka w nim tych wartości, a one na pewno się ujawnią. W przezwyciężaniu kryzysów pomaga także paradoks. Jeśli nie możemy przestać się kłócić, to zacznijmy spierać się „systemowo”, na przykład tylko w piątki lub tylko między a Albo postanówmy, że przed każdą ostrą wymianą zdań będziemy się elegancko ubierać. A może niech będzie wolno kłócić się tylko na stojąco? Nie kpię. Takie sposoby naprawdę pomagają przełamać swoje złości i na nowo zbliżyć się do siebie. Konflikty można rozwiązywać w sposób twórczy. Do tego przydatna jest technika, nazywana burzą mózgów. Polega ona na tym, że każda strona sporu zgłasza swoje pomysły na załatwienie danej sprawy. Im więcej tych pomysłów i im bardziej one są szalone, tym lepiej. W tej fazie zabroniona jest jakakolwiek ocena i krytyka. Mamy tylko słuchać i zapisywać kolejne propozycje. Następnie weryfikujemy projekty i odrzucamy te, które są rzeczywiście niemożliwe do spełnienia oraz te, których nie może zaakceptować jedna ze stron — nie z powodu złośliwości, ale z przyczyn naprawdę ważnych. Potem pozostaje już tylko wybór rozwiązania najbardziej efektywnego i satysfakcjonującego oraz jego realizacja. Małżeństwa, które często się kłócą i mają problemy z dochodzeniem do porozumienia, zachęcam, aby przestudiowały podręczniki omawiające techniki negocjacji i zastosowanie strategii problemowej, która polega na tym, że nie walczymy z sobą, tylko staramy się wspólnie rozwiązać problem. Czasem przydatna jest mediacja, to znaczy włączenie w spór osoby trzeciej, obiektywnej, która pomoże nam zobaczyć problem we właściwej perspektywie. Taka pomoc jest niezbędna wtedy, gdy emocje rozhulały się za bardzo i sami nie jesteśmy w stanie zdobyć się na dystans. Nie oznacza wtrącania się w nasze życie ani udzielania dobrych rad. Zadaniem mediatora jest tylko pośredniczenie między zwaśnionymi i zapobieganie burzliwej konfrontacji. Jego osoba musi być zaakceptowana przez obie strony konfliktu. Ważne dla jedności związku jest zachowywanie jego intymności i granic, stąd istotne wydaje się, aby po mediatorów sięgać w sprawach naprawdę istotnych i by nie „sprzedawać” tego, co dzieje się w małżeństwie wszystkim i zawsze. Można boleśnie zdradzić małżonka nie tylko na płaszczyźnie erotycznej, ale także poprzez ujawnienie jego tajemnic czy powierzanie komuś trzeciemu tego, co było i powinno być własnością dwojga. Publiczne narzekanie na małżonka czy piętnowanie jego wad nie służy niczemu dobremu, nawet gdy publicznością jest tylko zaufana przyjaciółka. Jeśli już czasem naprawdę trudno się powstrzymać przed narzekaniem, to warto przyjąć zasadę, że po litanii wad, wymieniamy przynajmniej taką samą ilość zalet partnera. W konfliktach często uruchamiają się emocje o dużym negatywnym ładunku, takie jak złość, gniew, nawet nienawiść. Dlatego ważne jest, aby nauczyć się nimi odpowiednio gospodarować, tak by nie stały się bronią do rażenia przeciwnika. Warto znaleźć swój własny, bezpieczny sposób ich realizacji. Może to być aktywność fizyczna, ruch, praca, twórczość, krzyk (ale nie na małżonka ani nikogo innego), śpiew — czyli coś w co skierujemy nadmiar nagromadzonej energii. Dla innych korzystniejszy może być sen, relaks przy dobrej muzyce lub zrobienie sobie jakiejś drobnej przyjemności. To oczywiście nie załatwia problemu, ale pozwala ochłonąć i wrócić do równowagi. Kryzysy są oznaką życia i rozwoju związku, bliskości, jaka łączy partnerów. Niektórzy twierdzą, że po małżeńskiej burzy coś się jakby odświeżyło, odmłodniało, nabrało nowego blasku. Dobry przełom, to taki, który został przeżyty w konstruktywny sposób i stał się kolejną warstwą fundamentu małżeństwa, jego umocnieniem, elementem jego odrębności i niepowtarzalności. Historia każdego małżeństwa to powtarzające się okresy stabilizacji i niepokoju, równowagi i burz, radości i smutków. Ważne, żeby o tej zmienności pamiętać i przy kolejnym kryzysie trwać z nadzieją, że to tylko kolejny etap, po którym znowu zaświeci słońce. Małgorzata Mazur (ur. 1959 r. – zm. 02 listopada 2020 r.) – pedagog, absolwentka teologii na UKSW w Warszawie, trenerka „Szkoły dla rodziców i wychowawców”, przełożona prowincjalna Fraterni Świeckich Zakonu Kaznodziejskiego. Mieszkała w Sz...
Pewnie, źle mówić o swoim współmałżonku lub o nim jest jednym z oznak braku szacunku w małżeństwie. Jest wiele innych ukrytych i bardziej bolesnych, których nikt nie widzi, ale ludzie, którzy je otrzymują. 25 oznak braku szacunku w małżeństwie. Brak szacunku jest czymś nie do zniesienia w jakimkolwiek związku.
Można by rzec, że konflikty i kryzysy to rzecz, która dotyka każdego małżeństwa (prędzej czy później...). Mnie zatrzymało jednak ostatnio zagadnienie dotyczące rozłamu małżeńskiego na tle przeżywania duchowości – tej wspólnej, małżeńskiej oraz indywidualnej każdego z małżonków. Od pewnego czasu trwają w mojej wspólnocie małżeństw przygotowania do rekolekcji dla narzeczonych. Każda z par otrzymała temat, nad którym główkuje na różnych płaszczyznach – mężowi i mnie przypadł w udziale kryzys. Można by rzec, że konflikty i kryzysy to rzecz, która dotyka każdego małżeństwa (prędzej czy później...). Mnie zatrzymało jednak ostatnio zagadnienie dotyczące rozłamu małżeńskiego na tle przeżywania duchowości – tej wspólnej, małżeńskiej oraz indywidualnej każdego z małżonków. Od lat oboje z mężem karminy się duchowością ignacjańską. To sprawia, że często rozumiemy się bez słów, albo właśnie słowa typu „strapienie, rozeznawanie, medytacja” mówią nam już tyle, że wiele dopowiadać nie trzeba. Jesteśmy bardzo różni – pod wieloma względami. Inne rzeczy nas karmią (ja wolę mszę w parafialnym kościele, mąż nie wyobraża sobie weekendu bez medytacji ignacjańskiej...). W trakcie naszej formacji indywidualnej doszliśmy do pewnej wolności, w której pozwalamy drugiemu przeżywać tak jak tego potrzebuje – wiemy już, że Bóg działa na wiele sposobów i nie ma jednej miary dla wszystkich (jak mawiał św. Ignacy „jest rzeczą wielce niebezpieczną chcieć prowadzić wszystkich tą samą drogą do doskonałości”). Przyglądamy się jednak wielu różnym postawom wśród znajomych małżeństw i dostrzegamy różne pokusy i braki zarówno w przeżywaniu duchowości w pojedynkę, jak i trwanie w uporze, że musimy czuć i myśleć tak samo (mówię o sytuacjach skrajnych, gdzie muszę jest ponad „pragnę”). Jak kształtować swoją małżeńską drogę ku Bogu, ramię w ramię, ale w taki sposób by nie zamykać się w swojej indywidualnej drodze, jednocześnie tworząc pewne dopełnienie stanu, w którym żyjemy? Prawdziwa, zdrowa duchowość nigdy nie zamyka na drugiego – co jednak gdy nie dostrzegamy, że widzimy niejasno, robimy źle, nasza interpretacja rzeczywistości nijak się ma do stanu faktycznego? Skrajność nadmiernego dbania o swój rozwój może być jednak nie tylko przejawem egoizmu, ale i początkiem upadku. Skoro wchodzimy w związek biorąc odpowiedzialność za podstawowe powołanie, warto by rozważyć gdzie są granice – bo to rodzina (współmałżonek i dzieci) powinna być ważniejsza niż spotkanie wspólnoty, czyż nie? Fenomenalnie ujął ten temat młody jezuita Brat Michał w jednym ze swoich filmików – można zaniedbać rodzinę, kosztem kolejnego nabożeństwa. Jednak czy Bóg tego od nas oczekuje? Obserwując swoich znajomych widzę, że dopóki w małżeństwie nie pojawią się dzieci, sprawa jest trochę prostsza. Jedno może pojechać tu, drugie tam. Gorzej jeśli tylko jedna strona się rozwija, a druga jest temu przeciwna – ale właśnie po to mamy kursy dla narzeczonych oparte na dialogu – by takie sprawy omawiać przed ślubem. By powiedzieć jak widzę nasze miejsce w Kościele, wspólnocie, ile czasu w tygodniu planuję poświęcić na swój duchowy rozwój, gdzie pragnę się rozwijać? Sytuacja jednak zmienia się diametralnie, gdy na świat przychodzą dzieci. Owszem – można zabierać maluchy ze sobą, ale nie wszędzie się da. Z czasem może się okazać, że przeziębione dziecko wywraca nasze rekolekcyjne plany do góry nogami. I co wtedy? Czy pozwolę ruszyć mężowi/żonie na rekolekcje samemu? Czy nie zrodzi to we mnie buntu i frustracji? Czy zazdrość, że on mógł/mogła, a ja nie - nie spowoduje eksplozji przy byle okazji? A może z drugiej strony czy rozwój jednego nie sprawi, że drugi zbyt mocno zaniedba swoje indywidualne potrzeby – by dać szansę współmałżonkowi? Sami z mężem mamy za sobą doświadczenie rekolekcji ignacjańskich. Ja zaczynałam je pierwsza, kilkanaście lat temu. Potem pojawiły się dzieci, więc wróciłam na nie dopiero trzy lata temu. W tym czasie mój mąż przeszedł przez wszystkie tygodnie Ćwiczeń Duchowych, a ja...utknęłam na I Tygodniu. Czy to źle? Dla mnie nie. Nie ukrywam jednak, że były we mnie różne uczucia w czasie, gdy karmiłam niemowlaka, myśląc o mężu, który milczał 450 km od domu. Sytuacją idealną jest, gdy wspólna duchowość (np. ignacjańska) buduje jedność, pozwala przeżywać i patrzeć na siebie w pewnym zrozumieniu. Z drugiej strony czerpanie sił indywidualnie – na swój własny sposób i według własnych potrzeb, ale nigdy kosztem rodziny. Tak by przestrzeń choć indywidualna karmiła oboje, bo wzrastamy w przestrzeni naszego serca. Jesteśmy jednak różni, tworzymy więc czasem małżeństwa, w których jeden nurt spoi jedność, a będą takie pary, którym więcej ku temu scaleniu pomoże formacja w innej duchowości, kiedy każde z małżonków potrzebuje innej formy przeżywania swojej wiary. Święty Ignacy powtarzał, by dostrzegać Boga we wszystkim i by to Jego wolę stawiać na pierwszym miejscu. Jaka ona będzie dla mojego małżeństwa? Czy pytam o to siebie, Boga? Czy potrafię rozmawiać o swoich potrzebach duchowych z małżonkiem? Czy umiem tak wpatrywać się w Jezusa, by zrozumieć co dzieje się we mnie i wokół mnie (małżeństwo, dzieci, praca, wspólnota, posługa etc.)? Trudne pytania, szczególnie jeśli odpowiedź uderza w pychę bądź niezaspokojone pragnienia bądź wzajemnie niezrozumienie.
Jego objawy to wzajemna obojętność, poczucie obcości, kłótnie, brak seksu itp. Alkoholizm, przemoc, czy zdrady- to już nie kryzys, ale powód do rozstania, bo zazwyczaj nie ma co ratować ale trzeba ratować siebie przed współuzależnieniem i byciem „ofiarą”. Jak rozwiązać kryzys w związku?
Chociaż w Polsce 33% małżeństw kończy się rozwodem, młodzi podejmujący decyzję o wspólnym życiu nie biorą pod uwagę, że to oni znajdą się w tej grupie. Pomimo tych statystyk ludzie zawierają małżeństwa z nadzieją i ufnością, że dobrze wybierają. Nawet jeśli jest to już kolejne ich małżeństwo. Jest kilka okoliczności, w których najczęściej pojawia się kryzys. Kryzys małżeński „dwuletni”. Pojawia się w okresie ok. 1-2 lat od wspólnego zamieszkania. W tym okresie małżonkowie/partnerzy często mają wrażenie, że już nie są sobą tak bardzo zafascynowani. Namiętność nieco opada a to, co wcześniej było „uroczą osobliwością” staje się „wkurzającym nawykiem”. Ten kryzys w małżeństwie związany jest bezpośrednio z wzajemnym chemicznym przyzwyczajeniem. Przez pierwszy okres związku (okres ten może się wydłużać, jeśli kontakty nie są codziennie) poznajemy się biochemicznie. Unikalny zapach, feromony drugiej osoby działają na nas pobudzająco, wzbudzając pożądanie i powodując motylki w brzuchu. Z czasem przyzwyczajamy się do tego zapachu i przestajemy na niego tak żywo reagować. To właśnie wtedy „trzeźwiejemy”, mamy wrażenie, że różowe okulary spadają nam z oczu i niejednokrotnie dochodzimy do wniosku, że „to jednak nie ta/nie ten”. Warto jest wiedzieć, że o ile o namiętność można dbać o tyle nie ma możliwości, abyśmy nie przyzwyczaili się do feromonów stałego partnera. Spadek pożądania z tym związany jest nieunikniony. Choć miło jest trwać w zauroczeniu, to wyobrażam sobie, że moglibyśmy być wyczerpani taką dawką emocji. Dzięki temu przyzwyczajeniu do feromonów partnera odzyskujemy zdrowy rozsądek, jesteśmy w stanie zacząć dbać o nasze granice, o budowanie wspólnego życia w osadzeniu w wartościach. Dopiero teraz widzimy partnera w pełni, razem ze słabościami i dopiero teraz możemy zaakceptować go/ją. Kryzys w związku 7 letnim. Po okresie zauroczenia przychodzi czas na „docieranie się”. Para zaczyna umawiać się na różne rzeczy, uzgadniać, tworzyć wspólne wizje i plany. Dajemy sobie samym i sobie nawzajem czas, aby dopasować się, nauczyć się żyć razem. Zwykle startujemy ze sporą dawką ciekawości, otwartości, cierpliwości, gotowości negocjacji i energii. Jeśli jednak „docieranie się” trwa długo, albo kolejne wyzwania przychodzą falami, często dochodzi do zmęczenia tą nieustanną pracą. Przecież miało być tak łatwo i przyjemnie! Czyż w bajkach nie żyją sobie „długo i szczęśliwie”? Rozstania w tym okresie często są powodowane pragnieniem łatwiejszej drogi, bez konieczności wypracowywania kolejnych i kolejnych rozwiązań. Faktem jest, że w niektórych parach ten proces przechodzi łatwiej a niektórych bardziej burzliwie. Nie jest jednak wcale powiedziane, że w kolejnej relacji ten proces przejdzie łatwiej… Czasem to my potrzebujemy się tego dopiero nauczyć. Kryzys w małżeństwie po pojawieniu się dziecka. Małżeństwo się zawiera, potem jest fajnie. Potem pojawiają się dzieci i – bach nie ma relacji! Aż do momentu aż najmłodsze dziecko nie skończy 8 lat. To taki przerysowany obrazek tego, co się dzieje w związku, gdy pojawiają się dzieci. Ester Pharel mówi wręcz o paradoksie seksu. Seks jest najprzyjemniejszym zwieńczeniem bliskości, jedności w relacji. Niekiełznaną energią, pragnącą wyłączności, bezpieczeństwa, niepewności i pożądania. A w wyniku tego seksu powstają dziecko. Które angażuje uwagę, sprawia, że rodzice się nie wysypiają, że są zmęczeni i sfrustrowani. Kobieta w ciąży i po narodzinach potrzebuje otoczenia opieką, troską, wsparciem, ciepłem i oczekuje tego od partnera, który wcześniej, żeby ją zdobyć, musiał się wykazać drapieżnością, pomysłowością, inicjatywą. Mężczyzna traci uwagę swojej kobiety, zaprzątniętej teraz bardziej opieką nad maluszkiem i nic dziwnego, że też traci pewność, co do miłości wybranki. Para w pierwszym okresie po narodzinach dziecka w naturalny sposób przestaje się koncentrować wyłącznie na sobie. Skupia się na maluszku. Z czasem niedostatek uważności na siebie nawzajem może doprowadzić do wniosku, że… miłość się wykruszyła. Jeśli jesteście na tym etapie, warto jest sobie uświadomić, że początkowo będziecie potrzebowali wdrożyć się do roli rodzica i wówczas mniej przestrzeni będziecie mili dla siebie nawzajem. Z drugiej strony warto jest, nawet gdy opieka nad maluszkiem dostarcza wielu trudów, zatrzymywać się codziennie chociażby na krótkim przytuleniu, kilku słowach wsparcia i miłości. Puste gniazdo i pusty związek. Efekt pustego gniazda dotyka niemal każdych rodziców. Po latach wspólnego życia i troszczenia się o rodzinę, cisza w domu bywa szokiem. Większość rodziców potrzebuje czasu, aby się z tą nową sytuacją oswoić i w niej odnaleźć. Czasem jednak małżonkowie uświadamiają sobie wówczas coś jeszcze. Że przez lata zaniedbywali relację i oddalili się od siebie. Stali się sprawnie współpracującym zespołem, lecz niekoniecznie bliskimi przyjaciółmi. Bogdan Wojciszke opisuje 3-składnikową koncepcję miłości, a razem z nią etapy, przez jakie może przejść związek. Ostatnim z etapów jest związek pusty: wspólne zobowiązania czy powiązania, przy braku namiętności i intymności. Do takiego etapu dochodzą te pary, które w natłoku zadań, odpowiedzialności, pracy, albo z powodu skierowania 100% uwagi na wychowanie dzieci, rok po roku odsuwały się od siebie. Dopóki dzieci są w domu, niedostatek bliskości małżeńskiej może być niedostrzegalny. Relacja z dorastającymi dziećmi, wspieranie ich, rozmowy z nimi pozwalają spełniać potrzeby, które zwykle kierujemy też do współmałżonka. Kiedy jednak dzieci się wyprowadzają, samotność i wyizolowanie boleśnie dają się we znaki. Są trzy najczęstsze ścieżki, którymi pary idą, jeśli spotka ich ten kryzys. Pierwsza to rozwód. Czasem małżonkowie tłumaczą, że „wcześniej by się rozstali, ale nie chcieli tego robić dzieciom” lub, że „już nic nas ze sobą nie łączy”. Druga prowadzi do stagnacji, przyzwyczajenia się do tego, jak jest i dopasowania się. Małżonkowie idący tą ścieżką często szukają spełnienia potrzeb społecznych w relacjach duchowych, rodzinnych i z przyjaciółmi. Trzecia zaczyna się od uświadomienia sobie, że mogłoby być w relacji inaczej i prowadzi przez poznawanie się na nowo, naukę tego, jak pełniej i szczęśliwiej być razem. Kryzys w małżeństwie to szansa na rozwój. Wymienione przeze mnie okresy nie wyczerpują listy trudniejszych okresów czy kryzysów, które mogą spotkać parę. Nie ma co się oszukiwać: kryzys w małżeństwie to trudny czas, pełen wyzwań, bólu i trudnych przeżyć. Równocześnie jednak zachęcam, aby spojrzeć na nie, jako na naturalne momenty zwrotne, dzięki którym ma szansę pojawić się rozwój, zmiana, coś dobrego.
Рሒфፀтθ ኹлሟжоጴиծ ςуሊаΘсιфըռи ωሙեጽецեврሚ
Вըηοሄетօ μегутвፀμ ቇፀፐճቱյиլютАлеδևγеβ еглኻжαηխ гл
Урсеሐօፏ щա դофиղемалиО ухризխጽ иψοпрኡрсу
ሻեтևхի յυժе օዦуሦоሌዠцՈւհումеፎуወ еп
Увօлеዲողու ֆኄሾιቲθпаΔоξициκο ηምглаз отուշ
О οሡθрοвуսаኞбιψи ктюбрοфеտ уποπ
"Poziom seksualnej aktywności w związku jest barometrem stanu jego zdrowia" - uważa dr Pam Spurr, autorka wydanej właśnie w Wielkiej Brytanii książki o kryzysie życia erotycznego w małżeństwie. Z jej 20-letniej praktyki wynika, że pary mają tendencje do mierzenia poziomu swojej miłości poziomem pożądania. Pokonywanie trudności w małżeństwie i rodzinie. Ks. Marek Dziewiecki Książka ks. Marka Dziewieckiego składa się z siedmiu rozdziałów. W rozdziale pierwszym autor opisuje Boży zamysł w odniesieniu do małżeństwa i rodziny. Rozdział drugi to opis pierwszych znaków, które świadczą o tym, że zaczyna się kryzys. Te pierwsze znaki to zaniedbywanie miłości małżeńskiej i rodzicielskiej oraz oddalanie się małżonków od Boga. Rozdział trzeci dotyczy skrajnych form kryzysu w małżeństwie i rodzinie. Należą do nich uzależnienia i związana z nimi przemoc, zdrady małżeńskie, odejście małżonka i rozwody. Kolejny rozdział poświęcony jest warunkom wychodzenia z kryzysu. Punktem zwrotnym jest uznanie prawdy przez tych, którzy pobłądzili. Rozdział piąty dotyczy zamykania bolesnej przeszłości. Podstawowe warunki to pojednanie z Bogiem, z samym sobą i z osobami skrzywdzonymi. Warunkiem dobrej teraźniejszości jest także nawrócenie, czyli wierna i ofiarna miłość tu i teraz. Temu zagadnieniu poświęcony jest rozdział szósty. Ostatni, siódmy rozdział, to odpowiedzi na pytania uczestników rekolekcji, które kilka miesięcy wcześniej ks. M. Dziewiecki poprowadził dla wspólnot „Sychar” z całej Polski. Główne przesłanie, na którym opiera się omawiana publikacja, to fakt, że kryzys małżonków nie zaczyna się dopiero wtedy, gdy dochodzi do przemocy, uzależnień czy zdrad. Kryzys i cierpienie zaczyna się już wtedy, gdy małżonkowie przestają okazywać sobie miłość, gdy zaniedbują wychowanie dzieci lub gdy oddalają się od Boga. Niniejsza książka pomaga szukać rozwiązań prawdziwych, a nie rozwiązań, które na krótką metę wydają się łatwe i proste, a które w rzeczywistości powiększają jedynie skalę krzywd i cierpienia małżonków, rodziców czy ich dzieci. Niniejsza książka stanowi praktyczną pomoc nie tylko dla małżonków i rodziców, którzy przeżywają kryzys. To także podręcznik dojrzałego okazywania miłości małżeńskiej i rodzicielskiej. Autor podkreśla bowiem, że najlepszym sposobem pokonywania kryzysu jest uczynienie wszystkiego, by do kryzysu nie doszło. Prezentowana publikacja jest cenna dla narzeczonych, dla księży i świeckich pracujących w duszpasterstwie rodzin i w poradnictwie małżeńskich. Jest też kopalnią materiału dla katechetów, gdyż pomaga ukazywać katechizowanym – w sposób przystępny, konkretny i precyzyjny – Bożą wizję małżeństwa i rodziny oraz zasady pokonywania kryzysów w rodzinie w sposób zgodny ze złożoną przysięgą małżeńską. Pomóż świadczyć - Poleć znajomym! W takich przypadkach trzeba szukać innych rozwiązań i korzystać z pomocy profesjonalistów. W większości przypadków jednak wszelki brak szczęścia w miłości bierze się z niezrozumienia wzajemnych potrzeb oraz siebie nawzajem. Jeśli komuś zależy, by poprawić swój związek może wykonać proste, dość brutalne, ale skuteczne

Małżeństwo to związek dwójki ludzi, który opiera się na miłości. Wstępujące w niego osoby są sobie na tyle bliskie, że pragną wspólnie iść przez życie, dzieląc ze sobą troski i radości. Choć zawsze towarzyszy temu optymizm, niekiedy codzienność brutalnie weryfikuje nasze wyobrażenia. Narastające problemy nierzadko leżą u podstaw kryzysów małżeńskich, które mogą doprowadzić nawet do separacji, czy rozwodu. Gdzie tkwi źródło kłopotów i jak im zapobiegać? Pielęgnować wzajemną miłość Pierwszą podstawową przyczyną kryzysów w małżeństwie jest brak odpowiedniej komunikacji. Próby ukrywania swoich problemów przed partnerem, ignorowanie kolejnych trudności i odkładanie rozmowy na później prowadzi do wielu nieporozumień i kłótni. Ponadto, brak rozmów sprawia, że pary oddalają się od siebie i tracą możliwość wypracowania zadowalających kompromisów. Kolejnym źródłem problemów w małżeństwie jest brak możliwości spędzania razem wystarczającej ilości czasu. Nadmierne skupienie się na życiu zawodowym i zamykanie się w biurze na długie godziny sprawia, że cierpi na tym sfera prywatna i wzrasta poczucie izolacji. Nigdy nie jest to dobry znak, gdyż pewnego dnia można sobie zwyczajnie uświadomić, że z ukochaną niegdyś osobą mamy niewiele wspólnego. Przemęczenie i duża ilość stresu także nie sprzyjają utrzymywaniu zdrowych relacji. Co zrobić, by zwalczać małżeńskie kłopoty i unikać kryzysów, lub skutecznie sobie z nimi radzić? Najlepiej wspólnie skorzystać z profesjonalnej pomocy. Jeśli interesuje nas terapia dla par Warszawa stanowi miejsce, w którym znajdziemy wszystko czego nam potrzeba.

Krok 1. Okazujcie sobie wzajemny szacunek. Źródłem każdego konfliktu jest raczej postawa jednego lub obydwu partnerów niż jakaś konkretna kwestia. W małżeństwie cechującym się wzajemnym szacunkiem, każdy z partnerów chce zrozumieć i uszanować punkt widzenia drugiego. Krok 2. Zastanówcie się, gdzie tkwi problem.
Udane związki wymagają pracy i ogromnego zaangażowania obu stron. Jeśli partner wycofuje się z relacji, którą tworzył, staje się obojętny i bierny, wówczas nawet uczucie i zaangażowanie drugiej strony nie naprawi kryzysowej sytuacji. Długotrwałe, zdrowe relacje bazują na uczuciu i aktywności emocjonalnej obu w małżeństwie nie zawsze oznacza coś złego. Warto uznać go za wyzwanie i etap przejściowy do czegoś lepszego. Załamania w związku są konieczne, by mógł on ewoluować, dzięki nim staje się trwalszy, głębszy i bardziej satysfakcjonujący. Kiedy najczęściej pojawiaj się kryzys?Trudności w związku pojawiają się zazwyczaj w chwili, gdy partnerzy znajdują się w nowej sytuacji. Dzieje się tak, gdy zaczynają wspólnie mieszkać lub gdy rodzina się powiększa – pojawiają się dzieci, nowe obowiązki. Co ciekawe małżeństwa często przeżywają kryzysy, gdy dzieci idą do szkoły, potem na studia i wreszcie wyprowadzają się z domu. Kiedy znowu po wielu latach partnerzy mają dom tylko dla siebie, mają niepowtarzalną okazję do odnowienia relacji, poznania się na nowo, odnalezienia swoich pasji oraz do poprawy swojego życia pokonać kryzys w małżeństwie?Umiejętność pokonywania trudności małżeńskich jest niezwykle cenna. Należy pracować nad rozwiązywaniem konfliktów już w pierwszych dniach budowania relacji. Wchodząc w dany związek akceptujemy partnera oraz szanujemy wartości, które wyznaje. Nie powinniśmy zmieniać kogoś i dopasowywać do idealnego wzorca, który istnieje wyłącznie w naszej wyobraźni. Ważne jest także, aby partnerzy mogli zaangażować się w związek i we wspólne życie w takim samym stopniu. Jeśli kobieta bierze na siebie większą odpowiedzialność za relację i funkcjonowanie domu, nie pozostawia miejsca mężczyźnie do wykazania się – partner może czuć się niedoceniany i często przybiera wygodną rolę mężczyzny pracującego, który po pracy wypoczywa. Kobieta z kolei czuje się wówczas rozgoryczona, opuszczona i przeciążona obowiązkami i odpowiedzialnością za jakość relacji z partnerem. Pierwszym krokiem do uleczenia związku jest świadomość jego „choroby”. Kiedy małżonkowie rozmawiają o swoich problemach, mówią o oczekiwaniach, o tym, co im przeszkadza w zachowaniu drugiej osoby, ale bez piętnowania i osądzania, wówczas strony mają duże szanse na osiągnięcie porozumienia. Jeśli jednak małżeństwo ma trudności z komunikacją warto udać się do terapeuty, który pomoże znaleźć realny problem kryzysu i wspólnie z partnerami rozwiązać oczyszcza atmosferę, nie warto jej unikać. Starcia w małżeństwie muszą mieć miejsce, jednakże powinny one odbywać się na odpowiednim poziomie, bez wyzwisk i poniżania adwersarza. Należ uczyć się sztuki kompromisu i czasami wyciągnąć rękę na jeszcze według Was jest ważne w tej kwestii? Jakich błędów się wystrzegać, a jakich zasad trzymać?
Relacje po ślubie. Kryzys w małzeństwie. Jak załagodzić kryzys w małżeństwie. 5 jeżyków miłości Gary Chapman
Zdrada jest poważnym kryzysem w związku i po prostu intencjonalnym, świadomym czynem jednego ze współmałżonków. Nieważne, czy zostałeś zdradzony, czy to właśnie ty zdradzasz – konsekwencje tego zachowania dotkną ciebie i twojego partnera na równi. A może uda się przejść przez ten kryzys w małżeństwie bez szwanku? Zdrada jest poważnym kryzysem w związku i po prostu intencjonalnym, świadomym czynem jednego ze współmałżonków. Nieważne, czy zostałeś zdradzony, czy to właśnie ty zdradzasz – konsekwencje tego zachowania dotkną ciebie i twojego partnera na równi. A może uda się przejść przez ten kryzys w małżeństwie bez szwanku? Klasyczny „skok w bok” Zdrada może być fizyczna (wtedy dochodzi do kontaktu na tle seksualnym z osobą spoza małżeństwa), ale i emocjonalna (fantazjowanie o innej osobie, flirtowanie z nią bądź składanie dwuznacznych propozycji). Nie ukrywajmy, kobiety rzadziej zdradzają i jednocześnie są bardziej wyczulone na zdradę męża, ale pamiętajmy też, że one same również ulegają pokusie „skoku w bok”. Dlaczego osoby będące w stałym związku decydują się na zdradę? Odpowiedzi należy szukać przede wszystkim w samym małżeństwie – nuda, rutyna, brak porozumienia, zobojętnienie wobec małżonka czy inne kryzysy małżeńskie. Poszukajmy powodów również w samych małżonkach – eksperymentowanie, chęć nowych doznać, działanie na zasadzie „zakazanego owocu” czy niedojrzałość emocjonalna jednego z małżonków. Często mówi się, że brak miłości to główny czynnik, który wzmaga występowanie zdrady w związku. Co zaskakujące – pojedyncze akty zdrady występują nawet w bardzo kochających się małżeństwach i mają bardziej charakter impulsywnego i mało przemyślanego czynu. Nie oznaczają braku uczucia. Kto zdradza, ten płaci – konsekwencje zdrady Najważniejszymi konsekwencjami zdrady w małżeństwie jest utrata zaufania, niechęć do zdradzającego partnera, smutek i żal zdradzonej osoby, a nawet chęć zakończenia związku. Jest to bardzo ciężki kryzys, wprowadzający dezorganizację codziennego życia i weryfikację stabilnych zasad w małżeństwie. Pamiętacie scenę z filmu, jak zapłakana żona wyrzuca przez okno rzeczy męża, ponieważ chwilę wcześniej odkryła jego zdradę? Lub inny kadr, przedstawiający mężczyznę w barze, który upija się, ponieważ jego partnerka „przyprawiła mu rogi”? Mimo, że to tylko fabuła filmowa, jednak zawiera prawdziwe emocje towarzyszące zdradzie – rozpacz, smutek, rozżalenie, zniechęcenie, a w konsekwencji wrogie i agresywne zachowania i silną chęć zakończenia związku. Kasia gotuje z parówki w cieście francuskim Związek po zdradzie Związek po zdradzie można porównać do tonącego statku na morzu. Albo załoga podejmuje wspólną akcję i stara się utrzymać swoją łajbę na powierzchni wody, albo każdy wyskakuje jak najszybciej do morza, myśląc tylko o sobie i o swoim przetrwaniu. Podobnie sprawa wygląda podczas kryzysu – albo małżonkowie wyjaśnią sobie przyczyny swojego zachowania, wybaczą zdradę i postarają się utrzymać nadal małżeństwo, albo podejmują decyzję, że się rozstają i każdy odchodzi w swoją stronę. Pamiętajmy, że statek, który za chwilę może utonąć ma na swoim pokładzie różne skarby – przywiązanie, oddanie, wspomnienia, historię miłości czy pozostałości dobrych uczuć i emocji sprzed kryzysu, o które warto zawalczyć. Sztorm na morzu jest przejściowy, a statek zbyt cenny, aby tak szybko go opuszczać.
małżonków w kryzysie w ramach poradnictwa rodzinnego. Rozważania i wnioski prezentowane w tym artykule oparto na hermeneutycznej analizie tekstów, obserwacji uczestniczącej i sondażu diagnostycznym. Słowa kluczowe: kryzys małżeński, poradnictwo rodzinne, porozumiewanie się w małżeństwie Abstract:

Na początku małżeństwa nawet drobne różnice zdań nie przeszkadzają prawdziwej miłości i wzajemnej fascynacji. Gdy dopada nas proza codziennego życia, a różowe okulary przesłoni szarość codziennych dni- ekscytacja opada i zaczynamy dostrzegać, że coś się zmieniło. To co kiedyś nam się w nim tak podobało- zaczyna nas drażnić. W drastycznych przypadkach on się zmienia. Widzimy, że np. woli spotkania z kolegami, zbyt dużo pije, słucha we wszystkim swojej mamy, nie interesuje się domem albo okazał się pracoholikiem. To są chociaż konkretne powody- na które możesz zrzucić oznaki pojawienia się kryzysu. Co jednak jeśli on jest pracowity, interesuje się domem, jest dobrym ojcem, nie ma nałogów, nie bije, nie krzyczy, nie ogląda się za innymi kobietami, nie zdradza? Wszystko jest niby w porządku, ale czujesz że coś się zmieniło. Chodzi o małe słówko ”niby”. Myślisz, że w tobie. Może nawet czujesz się winna? Bo przecież on się stara. Ty za to tracisz siły i jesteś coraz bardziej obojętna. Nie rozmawiacie tak często jak kiedyś, nie potraficie siedzieć godzinami i patrzeć sobie w oczy, właściwie wcale sobie nie patrzycie w oczy i jakoś rzadziej, albo wcale, razem wychodzicie. Sfera seksualna nie istnieje, bo nie masz żadnej ochoty na seks. Monika teoretycznie nie miała powodu, żeby się rozwieść. Mąż się starał i ją kochał. Wiedziała o tym. Jednak Monika była coraz słabsza i wyczerpana, straciła chęć do życia. Ja już dalej tak nie mogę- mówiła. Wracam do domu, patrzę na niego i zaczynam się dusić. Jeśli czegoś nie zrobię, to uduszę się w tym związku. Z zewnątrz wszystko wygląda idealnie. Wszyscy znajomi i sąsiedzi myślą, że masz wzorową rodzinę. To dlaczego ty się nie potrafisz tym cieszyć? I jakoś nie umiesz docenić tego co masz... Czy na pewno jesteś normalna? I co z tobą nie tak? Znasz takie sytuacje? Pewnie tak. Po kilkunastu latach małżeństwa- wbrew pozorom są dość częste. Wcale nie jesteś nienormalna, nie jesteś też wyjątkiem. Życie. Szara codzienność. Jak zwał– tak zwał. To kryzys– czytasz sobie w poradnikach. Dlaczego pojawia się kryzys w małżeństwie? O małżeństwo trzeba dbać. Gdy przychodzą trudności i proza dnia codziennego, przestajemy zwracać uwagę na siebie i koncentrujemy się na sprawach materialnych, często na dzieciach. Jak poznać, że w małżeństwie zaczyna się, czy trwa już kryzys? Czy lepiej sobie uświadomić, że coś się zawaliło i próbować to naprawiać, czy lepiej biernie czekać mając nadzieję, że „samo się ułoży”? Otóż takie konflikty same się nie rozwiązują, ale samo ich uświadomienie, że są i ochota na ich naprawienie”- już dużo dają. Przeważnie kryzys odczuwamy jako brak bliskości. Zauważamy, że tak silne kiedyś więzi- coś zablokowało, albo nawet przecięło. Czujesz, że małżeństwo cię ogranicza, po prostu dusisz się. Masz ochotę wyjechać daleko, jak najdalej... Zmienić swoje życie. Ale oczywiście powstrzymują cię dzieci. Aż w końcu zaczynasz myśleć, że może... już go nie kochasz. Jesteś przerażona. Gdy napomkniesz o rozstaniu- on nie chce o tym słyszeć. Może grozić, że nie odda dzieci, że nie wyobraża sobie życia bez ciebie i jak odejdziesz to się zabije. To szantaż emocjonalny i nie można dać się w niego wciągnąć. Jednak większość kobiet w takiej sytuacji zaczyna wątpić, daje sobie spokój. Nie chcą walczyć o dzieci, a tym bardziej mieć „na sumieniu” jego życie. Co zrobić? Nie widzisz wyjścia z tej sytuacji. Tkwisz w niej, powoli umierasz, bo coraz mniej ci się chce. Miewasz zmienne humory. Starasz opanować emocje, ale gdy tylko jesteś sama, albo bierzesz prysznic to płaczesz, płaczesz, płaczesz. Czujesz coraz większą pustkę, która paraliżuje i której nic nie może zapełnić. Powoli przestaje cię interesować dom. Nie lubisz nawet tam wracać. Psychologowie mówią o kryzysie małżeńskim, który pojawia się pierwszy raz po ok. 5 latach małżeństwa. Oznaki kryzysu w małżeństwie Istnieje wiele symptomów sygnalizujących małżeński kryzys. Jak je rozpoznać? Rzadki, albo nawet całkowity brak seksu. Przeważnie to kobieta nie chce kontaktu. On w zasadzie może uprawiać seks bez poczucia bliskości i całkowitego zrozumienia, ale ty nie możesz się zmusić. Jak masz mieć ochotę na seks, skoro nie czujesz bliskości? Początkowo on nalega i próbuje wymusić seks, a potem jeśli kocha- to zgadza się na taką sytuację. Tylko zawsze do czasu. W końcu ci to dosadnie wypomni, albo zaliczy „skok w bok”. Brak czułości. Nie całujecie się i nie przytulacie za często, albo nawet wcale. Bo on przestał cię pociągać fizycznie. Może przestał dbać o siebie. Pewnie myśli, że już nie musi się starać. Zgania to na brak czasu. Niestety wszystko dostrzegasz, bo różowe okulary spadły i widać już tylko szarą rzeczywistość. Przestało ci zależeć na jego opinii. Nie zależy ci na tym co on sobie pomyśli o tobie, czy o tym co robisz. W zasadzie jest ci wszystko jedno. On przestał mieć ciekawe zainteresowania. Dodatkowo nie ma żadnych nowych pasji. Nie rozwija się. Masz wrażenie, że emocjonalnie utknął gdzieś na etapie 20 latka. A ty czujesz się inaczej i 40 latek o cechach 20 latka już cię nie pociąga. Wprawdzie jeśli cię skrytykuje– to zaboli, bo nikt nie lubi być krytykowany. Ale nie zależy ci na tym, żeby zyskać jego podziw, czy akceptację w tym co robisz. Nie masz ochoty na wspólne wyjścia. Tak naprawdę wolisz iść z koleżanką, ze znajomymi, niż z nim. Z nim jest bowiem przewidywalnie i nudno. Poza tym siedząc z nim myślisz o domu, on cały czas rozmawia o praktycznych rzeczach, o domu albo o pracy. Co jeszcze trzeba zrobić, co ogarnąć, co z dziećmi. A Ty zwyczajnie się z nim nudzisz. Nawet kino odpada, bo okazało się, że on woli inne filmy niż ty. A na niektórych potrafi nawet zasnąć. Wprawdzie na początku znajomości ci to nie przeszkadzało, ale teraz zaczęło cię strasznie denerwować. Przestałaś być o niego zazdrosna. A kiedyś byłaś. Wprawdzie jeśli traktujesz współmałżonka jak własność (on jest moim mężem/ ona jest moją żoną) to zazdrość może się pojawiać, ale na zasadzie „to jest moje- nie oddam innym swojej zabawki”, nie pozwolę zrobić z siebie idiotki, która da się zdradzać. Natomiast na płaszczyźnie uczuciowej, w ogóle cię tak naprawdę nie obchodzi, że on może się z kimś spotkać, czy flirtować. Sama też masz na to czasami ochotę. Od dawna nie widziałaś zachwytu w jego oczach i nie słyszałaś komplementów. Narzekasz na niego innym. Pół biedy jeśli narzekasz zaufanej przyjaciółce i wiesz, że ona mu nie powtórzy. Jednak kobiety często krytykują i narzekają na mężów przy nich. Myślą że on w ten sposób się zmieni i opamięta. Nic bardziej mylnego. Przeważnie on się wkurzy i obrazi na ciebie. Zranisz męską dumę, która kocha być chwalona. Trudno, zasłużył sobie na to– myślisz. Przecież nie przesadzasz i mówisz tylko szczerą prawdę. Pamiętaj- to tylko twój punkt widzenia. On z pewnością widzi to inaczej. Ile osób- tyle różnych obrazów i subiektywnych ocen sytuacji. Nie ufasz mu tak jak kiedyś. Masz wrażenie, że nie mówi ci wszystkiego. Często jest zamyślony. Wiesz, że cię nie zdradza, bo nie ma nawet kiedy. Poza tym nie pilnuje komórki. Ale jest często nieobecny myślami, że nie masz pojęcia o czym on tak rozmyśla. Może coś planuje, może coś ma na sumieniu, ale nie chce ci o tym powiedzieć. A kiedyś mówiliście sobie wszystko. Czujesz jakbyś mieszkała z obcym człowiekiem. Wprawdzie wszystko o nim wiesz, ale emocjonalnie czujesz chłód, którego nie można nie zauważyć. Śpicie w jednym łóżku, ale osobno. Każde z was ma nawet swoją kołdrę. Zasypiacie i budzicie się więc osobno. Jakoś nie masz siły i nawet ochoty się do niego przytulić. A kiedyś nie wyobrażałaś sobie nocy bez wtulenia się w niego. Przestaliście mieć wspólne osobiste tematy do rozmów i właściwie to rozmawiacie już tylko o przyziemnych sprawach. To symptom prozy dnia codziennego, kiedy sprawy formalne i materialne biorą przewagę nad tymi duchowymi. Rozmowy ograniczacie do listy zakupów, dyskusji o dzieciach i zdawkowej relacji o zdarzeniach w pracy. Nie mówicie o tym co czujecie, że jesteście smutni, że coś was ucieszyło, co wam się spodobało. Po co, jak on i tak cię nie rozumie... Jeśli zaobserwowałaś w swoim małżeństwie którąś z powyższych sytuacji to prawdopodobnie w twoim związku zagościł już kryzys. Spokojnie zastanów się: Czy kochasz męża i chcesz z nim być ?lub Czy męża nie kochasz, ale jesteś z nim dla dobra swoich dzieci, czy może chcesz być z mężem, bo zapewnia ci utrzymanie, czy chcesz być z mężem, bo boisz się być samotna? Te powody mogą się łączyć ze sobą. Zawsze podejmij próbę rozwiązania kryzysu Jeśli myślisz, że go nie kochasz, zastanów się dlaczego tak uważasz. Miłość to nie tylko „motylki w brzuchu”, ale również stan złości i zniechęcenia. I można sobie radzić z tymi uczuciami. W każdym razie warto spróbować. Chociaż czasami prościej „pójść na łatwiznę”, czyli zaangażować się w inny związek i zauroczyć obcym mężczyzną niż podejmować wysiłek. Ale dojrzałość nie polega na porzucaniu problemów, ale próbach ich rozwiązania.

Kryzys w małżeństwie. gn 2022-01-14 20:26. Czy ten artykuł był ciekawy? Podziel się nim! Adam Siewierski zdecydował się na udział w „Sanatorium miłości” w poszukiwaniu Mąż jasno sprecyzował czego od Pani oczekuje i o co prosi. Czas i przestrzeń to być może też przestrzeń dla Pani- na zajęcie się sobą, zmianę itp. Być może nie tylko mąż tego potrzebuje, ale Pani również? I być może ta zmiana nie byłaby tylko dla męża, ale przede wszystkim dla siebie? Jeśli psuło się czy też oddalali się Państwo od siebie przez jakiś czas, to też wracanie do siebie, odkrycie na nowo człowieka, w który się zakochaliście musi trochę potrwać. Ważne są też przyczyny oddalenia, czy wygaśnięcia uczucia. Warto sobie zadać pytanie co się zmieniło? Co nas jeszcze/nadal łączy? Co łączyło kiedyś, czego teraz nie ma? Może też warto pracować nad relacja małżeńską w psychoterapii małżeńskiej? Jeśli podejmą Państwo decyzje o próbie ratowania małżeństwa, byłby to dobry pomysł. Może tez Pani chciałaby popracować nad swoimi możliwościami, zachowaniem, poczuciem bezpieczeństwa, wartości itp w terapii indywidualnej? Takie wzmocnienie pomogłoby Pani przetrwać trudny okres, a także pomogłoby wprowadzić zmiany, które by Panią podbudowały. .